rp.pl: Pracował pan już m.in. jako dziennikarz, artysta kabaretowy, aktor, prezenter radiowy i telewizyjny, a nawet konferansjer. W której roli czuje się pan najlepiej?
Janusz Weiss: Najlepiej wspominam przygodę z Radiem ZET.
Ale czy był taki moment w karierze, który wrył się panu najmocniej w pamięć?
Właśnie Radio ZET, a konkretnie momenty początkowe: zakładanie radia, pierwsze sukcesy.
A jakie dokonanie zawodowe uważa pan za najważniejsze?
Właściwie wszystkie: poczynając od kabaretu Salon Niezależnych po 11 lat prowadzenia teleturnieju Miliard w Rozumie.
Która historia zza kulis była najzabawniejsza?
Chyba zachowania zawodników z teleturnieju i niektóre reakcje na program radiowy Dzwonię do Pani, Pana w bardzo nietypowej sprawie.
Czy na scenie lub antenie zdarzyło się panu zakląć?
Tak, jeden raz w radiu, kiedy ktoś odezwał się do mnie niecenzuralnie. Słuchacze w ogóle nie komentowali tego incydentu.
Który ze współczesnych kabaretów ceni pan najwyżej?
Kabaret Mumio.
A „Ucho prezesa”?
Nie oglądałem ani jednego programu.
Jakie wyzwania zawodowe jeszcze przed panem?
Nie wiem. Zaproponowałem firmie Endemol kilka pomysłów programów telewizyjnych. Czekam na rezultaty.