Z wszystkim innym – na przykład zahasłowaniem – dwunastolatek był w stanie sobie poradzić.

Z kolei córka przyjaciół nadużyła korzystania z sieci. Kara: odcięcie jej komórki od internetu „z powietrza” i domowego wifi. Przez parę dni trwał spokój, zastanawiający spokój. Aż do momentu, gdy mama znalazła córkę na parapecie, mocno wychyloną przez okno. Stamtąd łapała wifi sąsiadów, do którego się podłączyła.

Takich historii, czasem nawet zabawnych, są tysiące. Jednak tak naprawdę sytuacja jest niesłychanie poważna. Jak opisujemy w „Rzeczpospolitej” badania świadczą, że dzieci toną w wirtualnym świecie. Kosztem zwykłych kontaktów z rówieśnikami, rodzicami, kosztem nauki i snu. Paradoks polega na tym, że dziecko zajęte mediami społecznościowymi, czy grami, teoretycznie jest dzieckiem grzecznym, a dla rodziców mało kłopotliwym. Aby przekonać się co za tym stoi, wystarczy prosta próba ograniczenia przebywania w wirtualu. Przyznam, że nigdy nie byłem świadkiem takiego natężenia agresji ze strony dzieci jak w sytuacjach tego typu.

Rodzice, ci bardziej świadomi, którzy chcą coś z tym zrobić, są najczęściej bezradni i osamotnieni. Mogą się tylko wzajemnie wspierać, czasami, lecz rzadko, zdarza się kontakt z jakimś skutecznym specjalistą. Rozwój wirtualnej rzeczywistości wyprzedził zdolności reakcji większości dorosłych. A problem nie ma już charakteru indywidualnego - lecz systemowy, społeczny. Jestem przekonany, że jeżeli kiedyś w przyszłości będziemy mówić o jakimś zmarnowanym pokoleniu dzisiejszych kilku-, kilkunastolatków, to nie ze względu na chociażby słabości systemu edukacji. Prawdziwym winnym będzie czas strawiony na wirtualny świat. Kosztem realnej socjalizacji, nauki czy budowania świata emocji. Oczywiście, nowoczesne technologie dostarczają wspaniałych rozwiązań i narzędzi. Ale w tym dziecięcym wydaniu zbyt często bierze górę jego ciemna strona – całkowicie odtwórcza w przypadku gier, pełna skrajności w tym wulgaryzmu i hejtu w mediach społecznościowych.

Jestem przekonany, że za czas jakiś świat sobie z tym poradzi. Miną mody, zapewne pojawią się jakieś ograniczenia natury prawnej, na przykład dla producentów gier, nowe technologie zastąpią obecne, wreszcie rozpowszechnią się metody pomocy. Na razie i dzieci i ich rodzice muszą sobie radzić bez tego wszystkiego. I na tym polega ta mała tragedia naszych czasów.