Czy dobrze wydaliśmy 300 mld zł koronadługu

Wbrew obawom Polska nie miała przez pandemię najwyższego deficytu wśród krajów Unii Europejskiej. Ale wciąż istnieją ryzyka, że za ekspansję fiskalną zapłacimy wysoką cenę.

Aktualizacja: 07.04.2021 06:06 Publikacja: 06.04.2021 21:00

Czy dobrze wydaliśmy 300 mld zł koronadługu

Foto: Bloomberg

W całym 2020 r. deficyt sektora general government wyniósł 6,9 proc. PKB – podał ostatnio GUS we wstępnej notyfikacji fiskalnej. „Rzeczpospolita" sprawdziła, jak z takim wynikiem plasujemy się na tle UE. Nie wszystkie kraje przedstawiły taką informację, ale wygląda na to, że nie jest tak źle, jak można byłoby się spodziewać.

Czytaj także: Rząd spowiada się Brukseli z budżetu. "Trzeba bić na alarm"

Okazuje się, że istotnie wyższy deficyt odnotowały choćby takie państwa jak Francja, Austria, Węgry czy Słowenia (w tych krajach deficyt przekroczył 8 proc. PKB). Mniejszy był w Niemczech (wedle wstępnych danych z lutego – 4,2 proc. PKB), Szwecji czy Czechach. Tym samym nie sprawdziły się czarne scenariusze formułowane jesienią, że rok 2020 r. Polska zakończy jako kraj o największej dziurze w kasie państwa wśród krajów UE. Także rekordowy wzrost naszego zadłużenia aż o 11,5 pkt proc. jest średnim wynikiem w Unii.

Na euforię za wcześnie

– Rzeczywiście, ostateczny wynik jest niższy od prognoz polskiego rządu czy Komisji Europejskiej, co może tylko cieszyć – komentuje Sławomir Dudek, główny ekonomista Fundacji FOR. – Jednak nie zmienia to faktu, że mieliśmy ogromny przyrost zadłużania, prawie 300 mld zł w ciągu jednego roku, ponieważ rząd prefinansował wydatki za 2021 r. Dlatego stan finansów publicznych trzeba oceniać w perspektywie dwuletniej, w latach 2020–2021. Możliwe, że o ile inne kraje będę już redukować deficyt w tym roku, o tyle w Polsce może być on nawet wyższy niż w 2020 r. – zaznacza Dudek.

Czytaj także: Wirus dziurawi kasę państwa

Także Aleksander Łaszek z Towarzystwa Ekonomistów Polskich podkreśla, że za wcześniej na samozadowolenie. – Przyrost długu w 2020 r. wynikał z trzech przyczyn. Po pierwsze, podczas kryzysu pandemicznego nastąpiło osłabienie aktywności gospodarczej i wpływów podatków, co trzeba było jakoś zrównoważyć. I nie znam nikogo, kto wówczas nawoływałby do podnoszenia podatków, by dochody budżetu się zgadzały – mówi Łaszek.

Po drugie, rząd musiał znaleźć finansowanie nadzwyczajnych wydatków związanych z koniecznymi w tej sytuacji programami pomocowymi. – Te przyczyny były w pełni uzasadnione, ale można mieć zastrzeżenia, jeśli chodzi o trzeci powód – dodaje Łaszek.

Pod przykrywką pandemii

Jak wylicza, akurat w 2020 r. wchodziły w pełnym wymiarze rozwiązania z tzw. piątki Morawieckiego, czyli 500+ na wszystkie dzieci, obniżenie podatku PIT, czy 13. i 14. emerytura. – To wszystko było finansowane pod przykrywką długu covidowego, bo wbrew temu, co mówił rząd, przed pandemią nie było pieniędzy na tego typu wydatki – wytyka ekonomista TEP.

Gorzej, że tego typu programu będą dalej kontynuowane, a do tego ustawowo zapisano już wzrost wydatków na zdrowie i obronność, co będzie wywierać dużą presję na finanse publiczne. – Pandemia była wyjątkowym okresem, ogromny wzrost zadłużenia jest tolerowany przez rynki finansowe czy agencje ratingowe. Ale jeśli nadmierny deficytu utrzyma się po pandemii, będziemy już surowo rozliczani – ostrzega Łaszek.

Cena za ekspansję

W poniedziałkowym raporcie agencja ratingowa Standard & Poor's (S&P) oceniła, że obecna perspektywa ratingu dla Polski jest na poziomie stabilnym. Podniesienie oceny byłoby możliwe, gdyby po chwilowym szoku wzrost gospodarczy powrócił na ścieżkę wzrostu bez tworzenia nierównowagi fiskalnej. Z drugiej zaś strony rating mógłby znaleźć się pod presją w razie znacznie głębszego i dłuższego od prognoz spowolnienia gospodarczego, co doprowadziłoby do pogorszenia się sytuacji fiskalnej znacznie bardziej od bieżących oczekiwań.

– Wydaje się, że na razie jesteśmy jako cała gospodarka światowa w oku cyklonu, gdzie wszystko jest w bezruchu – komentuje prof. Witold Orłowski z Akademii Finansów i Biznesu Vistula. – Rynki jakby zamarły, ale gdy skończy się najgorsza sytuacja pod względem pandemii, można oczekiwać, że zaczną się przepływy kapitału, ucieczki z miejsc bardziej ryzykownych do tych bezpiecznych, może pojawić się ryzyko bankructw w sektorze bankowym czy kryzysów zadłużenia, walutowych w różnych krajach. Choć dziś sytuacja wydaje się w miarę spokojna, zapewne zapłacimy jakąś cenę za tak ogromną ekspansję fiskalną i monetarną. Tylko jeszcze nie wiemy dokładnie, jaka to będzie cena – zaznacza Orłowski.

Czerwona lampka

– Nadmierny deficyt i dług jest oczywiście nie do utrzymania na dłuższy okres, trzeba będzie wrócić do normalnej polityki budżetowej – podkreśla też Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. – I tu dochodzimy do pytania, czy miliardowe programy pomocowe były tak skonstruowane, by pomóc firmom nie tylko przetrwać najtrudniejszy okres, ale też pomogły gospodarce utrzymać potencjał wzrostu po kryzysie. Naszym zdaniem niestety nie. Publiczne wsparcie miało przede wszystkim propopytowy charakter, zabrakło elementu proinwestycyjnego. W efekcie czerwona lampka ujawniających się nierównowag, czyli podwyższona inflacja, już się zapaliła. Drugim sygnałem ostrzegawczym jest największy w krajach regionu spadek inwestycji w relacji do PKB.

Benecki wyjaśnia, że programy pomocowe, finansowane z długu, przyczyniły się do ograniczenie recesji o 2–3 pkt. proc. – Ale jak wynika z naszej analizy, w odróżnieniu od krajów naszego regionu, w polskim programie pomocowym zabrakło komponentu inwestowania w przyszłość, szczególnie jeśli chodzi o inwestycje w zieloną gospodarkę czy w trochę mniejszym stopniu – gospodarkę cyfrową, a które będą wiodącymi trendami po pandemii. To utrwala niezbyt korzystną strukturę naszej gospodarki – zaznacza Benecki.

Paweł Wojciechowski główny ekonomista Pracodawców RP

Wzrost zadłużenia jest wynikiem sytuacji nadzwyczajnej, trudno mieć o to pretensję. Gorzej, że finanse publiczne stały się zupełnie nieprzejrzyste. Wśród dużych krajów UE to Polska jest krajem, gdzie największa część deficytu, ok. 150 mld zł, znalazła się poza kontrolą parlamentarną, a więc poza kontrolą społeczną. Taki brak przejrzystości osłabia naszą wiarygodność.

W całym 2020 r. deficyt sektora general government wyniósł 6,9 proc. PKB – podał ostatnio GUS we wstępnej notyfikacji fiskalnej. „Rzeczpospolita" sprawdziła, jak z takim wynikiem plasujemy się na tle UE. Nie wszystkie kraje przedstawiły taką informację, ale wygląda na to, że nie jest tak źle, jak można byłoby się spodziewać.

Czytaj także: Rząd spowiada się Brukseli z budżetu. "Trzeba bić na alarm"

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Budżet i podatki
Polska w piątce krajów UE o najwyższym deficycie. Będzie reakcja Brukseli
Budżet i podatki
Ponad 24 mld zł dziury w budżecie po I kwartale. VAT w górę, PIT dołuje
Budżet i podatki
Francja wydaje ciągle za dużo z budżetu
Budżet i podatki
Minister finansów: Budżet wygląda całkiem dobrze
Budżet i podatki
Polacy zmienili nastawienie do podatków. Zawinił Polski Ład