Kowalczyk: Rok prymusa na słabą tróję

Z wielkimi nadziejami powitałem równo rok temu zamianę skłóconej z Unią premier Szydło na Mateusza Morawieckiego. Nareszcie – myślałem sobie – stery przejmuje ktoś, kto znajdzie wspólny język z Zachodem, załagodzi konflikt PiS z instytucjami unijnymi, a przede zracjonalizuje działania rządu.

Aktualizacja: 11.12.2018 15:13 Publikacja: 11.12.2018 14:25

Mateusz Morawiecki

Mateusz Morawiecki

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Owszem, nakreślona wcześniej przez Morawieckiego Strategia Odpowiedzialnego Rozwoju była krytykowana przez wielu ekonomistów jako etatystyczne chciejstwo, ale dawny szef wielkiego banku komercyjnego jawił się na tle poprzedniczki jako wzór racjonalnego myślenia i efektywności.

Zaczęło się dobrze – premier przyciągnął inwestycję wielkiego amerykańskiego banku JP Morgan w centrum operacyjne w Warszawie, z 3 tys. pracowników. Wprawdzie zanęcił go obietnicą 20 mln zł dotacji, ale nie inaczej przecież walczą o inwestycje inne kraje regionu. Ważna była zmiana jakościowa na stanowiska szefa rządu dająca nadzieję na otwarcie nie tylko w kierunku Zachodu, ale także umiarkowanego elektoratu centrum w kraju, poprawę rozedrganych w wyniku polityki PiS nastrojów klasy średniej i wstrzymującego się z inwestycjami biznesu.

Po roku ze smutkiem przyznaję, że było to złudzenie. Premier, walcząc o przyszłą schedę po prezesie Kaczyńskim, uderzył w tony miłe twardemu elektoratowi PiS i nawet wystąpienia zagraniczne zaczął mylić z pogadankami przy ognisku „Gazety Polskiej". Ostatecznie wizerunek racjonalnego technokraty legł w gruzach w kampanii samorządowej, a wraz z nim nadzieje na budowę mostów ponad podziałami. Między innymi dlatego bilans roku premiera nie jest rewelacyjny.

Plusem jest na pewno wzrost gospodarczy. Nawet jeśli zawdzięczamy go głównie najlepszej od 10 lat koniunkturze w strefie euro, to Morawiecki jak każdy polityk może się nim chwalić. Nareszcie udało się uchwalić długo blokowaną ustawę o Pracowniczych Planach Kapitałowych, które mają szansę stać się źródłem finansowania inwestycji w polskiej gospodarce i ratunkiem dla więdnącej giełdy w Warszawie.

Plusem jest wejście w życie Konstytucji biznesu, dzięki której łatwiej będzie np. wystartować z działalnością, a w czasie posuchy ją zawiesić i potem reaktywować. Przedsiębiorcy chwalą ułatwienie sukcesji w firmach rodzinnym czy ulgi podatkowe na badania i rozwój.

Miło brzmi przesłanie Konstytucji biznesu – „co nie jest zakazane, jest dozwolone" i przyjazna dla przedsiębiorców interpretacja przepisów, ale te dobre intencje przesłania brutalne przykręcanie podatkowej śruby w ramach walki z luką w VAT. Ograniczenie szarej strefy jest korzystne, bo eliminuje nieuczciwą konkurencję w biznesie, ale sukces ten został okupiony wzrostem niepewności i obciążeń biurokratycznych (np. jednolity plik kontrolny) oraz finansowych (split payment).

Wielka porażką – przyznajmy nie tylko tego premiera, ale też jego poprzedników z ostatnich 10 lat – jest polska polityka energetyczna, a raczej jej brak. Konserwuje ona faktyczny państwowy monopol na rynku energii poprzez autarkię (zbyt mała przepustowości połączeń z zagranicą), forsowanie interesów branży węglowej kosztem odnawialnych źródeł energii (walka z wiatrakami produkującymi prąd). Premier to tolerował. Skutkiem jest nie tylko blamaż Polski na trwającej właśnie światowej konferencji COP24 w Katowicach, ale przede wszystkim gigantyczny skok cen energii w nadchodzącym 2019 r. To rok wyborczy, więc rząd desperacko usiłuje złagodzić zwyżkę tzw. rekompensatami dla ludności. Ale droga energia zostanie z nami na dłużej, drenując kieszenie Polaków i kasy firm, a w konsekwencji ograniczając międzynarodową konkurencyjność naszego przemysłu.

Wielki minusem minionego roku jest wprowadzenie zakazu handlu w niedziele, choć pewnie ideologicznie wzmożeni zwolennicy restrykcji uznają to za sukces.

Afera KNF obciąża konto poprzedniczki Morawieckiego, która mianowała Marka Ch. na przewodniczącego nadzoru. Plus dla premiera za przekonanie Ch. do dymisji, minus za pośpieszne, bez konkursu, wybranie następcy z instytucji podległej nadzorowi. Na całym rządzie zaś cieniem kładzie się próba przykrycia politycznego skandalu zatrzymaniami poprzedników Marka Ch., pod wątpliwym pretekstem.

Widzimy więc, że mimo rewelacyjnej koniunktury gospodarczej rok premierowania Mateusza Morawieckiego obfitował w rozczarowania. Stąd moja ocena – słaba trója. Być może oczekiwałem zbyt wiele od kogoś z opinią prymusa?

Owszem, nakreślona wcześniej przez Morawieckiego Strategia Odpowiedzialnego Rozwoju była krytykowana przez wielu ekonomistów jako etatystyczne chciejstwo, ale dawny szef wielkiego banku komercyjnego jawił się na tle poprzedniczki jako wzór racjonalnego myślenia i efektywności.

Zaczęło się dobrze – premier przyciągnął inwestycję wielkiego amerykańskiego banku JP Morgan w centrum operacyjne w Warszawie, z 3 tys. pracowników. Wprawdzie zanęcił go obietnicą 20 mln zł dotacji, ale nie inaczej przecież walczą o inwestycje inne kraje regionu. Ważna była zmiana jakościowa na stanowiska szefa rządu dająca nadzieję na otwarcie nie tylko w kierunku Zachodu, ale także umiarkowanego elektoratu centrum w kraju, poprawę rozedrganych w wyniku polityki PiS nastrojów klasy średniej i wstrzymującego się z inwestycjami biznesu.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Rośnie rola narzędzi informatycznych w audycie
Materiał partnera
Rynek audytorski obecnie charakteryzuje się znaczącym wzrostem
Materiał partnera
Ceny za audyt będą rosły
Materiał partnera
Transparentny rynek kapitałowy
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Materiał partnera
Czy to jest koniec audytu w obecnej postaci?