Po tamtym okresie została nam pamiątka. Pokutujący do dziś okropny zwyczaj zalewania fusów wrzątkiem i picia kawy w szklankach. Taka kawa właściwie nie nadawała się do picia. Mimo to stała się kultowym napojem w PRL.
Zanim jednak zdobyła w Polsce popularność, była towarem deficytowym. Po wojnie można ją było znaleźć tylko w nielicznych, prywatnych sklepikach lub w paczkach UNRA. Najczęściej była to ziarnista kawa w charakterystycznych brązowych puszkach ze złotym napisem „Cafe”.
Przymusowa konsumpcja
Każde gospodarstwo domowe było wtedy wyposażone w nieodzowny młynek, co nie było takie złe, bo producenci kawy przynajmniej staranniej dobierali ziarna. Kawę zaparzało się jednak głównie podczas ważnych uroczystości, ponieważ była droga. Codziennym napojem była więc zwykła zbożówka.
Czasy stalinowskie nie sprzyjały konsumpcji kawy, jej braki propaganda uzasadniała więc szkodliwością: „Napój z kawy ziarnistej rzadko jest stosowany nie tylko na wsi i słusznie - ze względu na zawarte w prawdziwej kawie szkodliwe dla zdrowia składniki”. - tłumaczono w ówczesnej prasie.
Nie wpływało to pozytywnie na wzrost jej konsumpcji w kawiarniach, które dodatkowo piętnowano za „próżniaczy” styl. Zbyt długie przebywanie w nich było źle widziane. Powszechne likwidowano więc kawiarniane ogródki a do stolików dosadzano obcych sobie ludzi. Dodatkowym zarządzeniem była również tzw. przymusowa konsumpcja, czyli ciastko do kawy, które trzeba było koniecznie zamówić. Powodem były odgórnie narzucone limity towarów podlegające obowiązkowej sprzedaży. Poza tym, kelnerzy tylko wtedy dostawali prowizję.
W tamtym okresie kawa otwierała wiele drzwi. Stała się również „walutą", którą można było się wymieniać oraz nagrodą wręczaną podczas państwowych uroczystości i specjalnych okazji.