Koniec kominów, które od lat nękały menedżerów państwowych spółek, zmuszając ich do naginania prawa, by uniknąć limitu sześciokrotności średniej pensji. Ustawa w tej sprawie w rzeczywistości była fikcją, bo większość szefów firm z ponad 50- -proc. udziałem Skarbu Państwa skutecznie omijała ograniczenia pensji (do ok. 25 tys. zł).
Przygotowany w Ministerstwie Skarbu Państwa projekt ustawy o zasadach kształtowania wynagrodzeń osób kierujących niektórymi spółkami zrywa z fikcją kominówki.
Jednak nie daje państwowym i samorządowym spółkom większej swobody w ustalaniu płac zarządów i rad nadzorczych. Określając pensje i premie zarządów, rady nadzorcze będą musiały się trzymać zasad, które określi walne zgromadzenia spółki – według zapisów w ustawie. A tam czytamy, iż wysokość stałej pensji będzie zależała m.in od skali działania firmy i wielkości zatrudnienia. Z kolei premia będzie uzależniona od poziomu realizacji celów zarządczych – ściśle określonych i mierzalnych.
Centralna kontrola
Zdaniem ekspertów branży HR to dobrze, że rząd odchodzi od kominówki. Wskazują jednak, że wciąż chce administracyjnie sterować płacami.
– Widać wyraźnie, że rząd chce narzucić centralną kontrolę nad wynagrodzeniami zarządów państwowych firm. Tym samym zmierza w odwrotnym kierunku niż poprzednia ekipa, która chciała odejść od kominówki, oddając głos radom nadzorczym, w ramach których w dużych firmach powstawały komitety wynagrodzeniowe – ocenia Zbigniew Dudziński, ekspert Hay Group. Sceptycznie ocenia też zasady mające regulować wysokość premii. Według niego takie technokratyczne podejście nie sprawdza się w praktyce, nie ma bowiem jednej miary sukcesu w biznesie.