– Świat się zmienia, ja się zmieniam. Chciałabym mieć znowu punkowy nastrój, ale czasy, gdy jeździliśmy po kraju dla sławy, chwały i prawie za darmo, należą do przeszłości – mówi Kora. – Kiedyś podróż samochodem po Polsce bywała przyjemnością. Teraz przemieszczanie się z jednego końca kraju na drugi często przypomina piekło. A każde z nas mieszka w innym mieście. Marek musi przyjechać z Włoch, gdzie się przeprowadził. Większość występów Maanamu to imprezy zamknięte.
– Tylko latem można nas zobaczyć w plenerze – tłumaczy wokalistka zespołu. – W klubach występowaliśmy ostatnio przy okazji premiery płyty „Znaki szczególne”. Być może gdyby nie było propozycji zamkniętych koncertów, wzięlibyśmy pod uwagę inną formułę. Ale nie oszukujmy się: Maanam jest drogą grupą i niełatwo byłoby nas sprzedawać w małych salach. Nie narzekam. Gramy tyle, ile trzeba. Czuję się perfekcjonistką i chcę wychodzić na scenę z poczuciem wewnętrznej siły i radości, bo jest to dla mnie ogromny wysiłek. Sama muszę sprostać własnym wymaganiom. Chcę się dobrze czuć, bo po to występuję, żeby widownia też się dobrze czuła. Jaki może być inny cel?
Najnowsza płyta Maanamu będzie najprawdopodobniej ostatnią w dorobku zespołu.
– Pomyśleliśmy, że to może być ostatni album, a nigdy wcześniej takiego sygnału do siebie nie wysyłaliśmy – podkreśla Kora. – Marek z Yaniną i jeszcze jednym włoskim muzykiem nagrywa solową płytę. Myślałam o własnej – żeby napisać i skomponować wszystko od początku do końca. Ale to Maanam był zawsze dla mnie największym wyzwaniem. Gdy ostatnio powstał pewien projekt klubowy związany z naszym repertuarem, na początku myślałam, że obejdzie się bez mojego udziału. W końcu się zaangażowałam. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Bez koncertów Maanamu trudno byłoby mi żyć. Będziemy występować.
Kora zaczęła już pisać nowe teksty z myślą o ostatniej płycie grupy.– Piszę o tym, co jest mi najbardziej bliskie – o człowieku, o sobie samej – opowiada. – To, co się dzieje wokół nas, jest jeszcze mało uchwytne, zmienia się z dnia na dzień. To nie to samo co życie w komunizmie. To był wielki temat, było się czemu przeciwstawiać. Przez ostatnie dwa lata też można było protestować, ale w demokracji jest inaczej. Sami jesteśmy sobie sterem i okrętem. Kogo mam opisywać? Pana Ziutka zza płotu, jeśli głosował na opcję, która jest mi skrajnie obca? Poza tym, jak się okazało, temat może się szybko zdezaktualizować. A motyw ludzki pozostaje niewyczerpany od tysięcy lat. Miłość, samotność, zdrada. Nasze miejsce w świecie. Sama dla siebie jestem zagadką. Co dopiero drugi człowiek.