Grande punto debiutował już ponad dwa lata temu. Jednak jego nadwozie, któremu kształt nadała firma Italdesign-Giugiaro, nie zestarzało się ani trochę. Ostro ścięte linie reflektorów, wysunięty do przodu „pysk” z grillem osłaniającym chłodnicę wzbudzały zachwyt u niejednego recenzenta oceniającego to auto. Padały porównania do maserati.
Gdy uzbroimy jeszcze punciaka w 16-calowe obręcze z 18 „szprychami”, spojlery na klapie bagażnika i progach oraz szklany dach, dostaniemy coś na kształt miejskiego ścigacza.
Pod koniec ubiegłego roku Fiat włożył pod maskę grande punto silnik T-jet, który powinien pasować do tego bojowego wyglądu.
Pojemność zaledwie 1,4 litra wywołuje lekkie zdziwienie, ale moc 120 KM, osiągana dzięki turbosprężarce, budzi ciekawość. Wsiadam do środka. Wewnątrz miejsca jest sporo, kierownica i fotel kierowcy dają się regulować we wszystkich możliwych zakresach. Chwilę zajmuje mi znalezienie pokrętła opuszczania oparcia fotela – aby do niego sięgnąć, trzeba nieźle wykręcić rękę. Zakup podłokietnika (550 zł) możemy sobie odpuścić. Trzeba go podnosić za każdym razem, gdy chcemy sięgnąć po dźwignię hamulca ręcznego.
Na ciasnotę nie powinien też narzekać pasażer jadący z przodu, a i na tylnej kanapie dwie osoby, nawet w grubych kurtkach, nie będą siedzieć ramię przy ramieniu. Jedynie gdy jadący z przodu maksymalnie odsuną fotele, z tyłu robi się trochę mało miejsca na nogi.