We wczorajszej „Kropce nad i” w TVN 24 Lech Wałęsa nie szczędził ostrych słów Instytutowi Pamięci Narodowej i swoim politycznym przeciwnikom. – Tych paru ludzi w IPN – nie mówię, że wszyscy – Krzysztof Wyszkowski, Andrzej Zybertowicz, Andrzej Gwiazda, to nieudacznicy, zazdrośnicy i ich móżdżki nie są w stanie zrozumieć, że ktoś tak pięknie walczył. I dlatego po kostkach gryzą – twierdził. – Zawsze to było zakompleksione, odpychane, aż dorwało się przypadkiem do miejsca, gdzie może coś zrobić. Ale nie zdaje sobie sprawy, że jutro przyjdą fachowcy, pooczyszczają to wszystko i ich wyrzucą do śmietnika – prognozował.
Jacy historycy, taki katalog. Walczyłem z systemem, a nie dla listy - Lech Wałęsa
O tym, że w opublikowanym przez IPN katalogu osób rozpracowywanych przez komunistyczne służby specjalne nie ma nazwiska Lecha Wałęsy, a są tych, którzy zarzucają mu współpracę z SB – m.in. Andrzeja i Joanny Gwiazdów czy Anny Walentynowicz – napisała poniedziałkowa „Gazeta Wyborcza”. Sugeruje, że stało się tak dlatego, że za przygotowanie danych do zbioru w Gdańsku odpowiada Sławomir Cenckiewicz, a w Warszawie – Piotr Gontarczyk. To autorzy głośnej książki „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”, w której pojawiają się zarzuty, że Wałęsa współpracował z bezpieką.
Katalog rozpracowywanych przez komunistyczne służby specjalne to jeden z czterech wykazów osobowych, które IPN ma obowiązek publikować na swej stronie internetowej. Gdy jego archiwiści uznają, że ktoś był prześladowany, a jednocześnie nie współpracował z SB i nie był jej funkcjonariuszem, wpisują go do katalogu.
Jeszcze przed ostrymi wypowiedziami Wałęsy do sprawy odniósł się Andrzej Arseniuk, rzecznik instytutu. – To ustawodawca zalecił IPN przygotowanie katalogu według takich kryteriów – podkreślał.