Jako prezes nauczyłem się dyplomacji. Kiedyś, zaraz po wyborach, do muru przycisnęła mnie pani Monika Olejnik. W TVN 24 na pasku wyświetlano informację, że Ukraina wstrzymała finansowanie Euro, a Olejnik pytała mnie, co się stanie, jeśli to prawda. Przekonywałem ją, że Ukraina na pewno da radę, ale jak już setny raz usłyszałem to samo pytanie, to powiedziałem, że w razie czego zorganizujemy turniej z Niemcami. I zaczęła się kolejna wojna światowa. Na pytanie o nierówny podział miast odpowiem, że wszędzie tam, gdzie budowane są stadiony, prace zostaną ukończone, i to już jest pozytyw na kilkadziesiąt lat dla tamtejszych klubów.
[b]Wygrywając wybory, wiedział pan, że to prezesura na czas Euro 2012, która może dać splendor albo przynieść hańbę. Gdyby udało się zorganizować turniej w Polsce w więcej niż czterech miastach, ogłoszono by pana dobrym strategiem i negocjatorem.[/b]
Taka prezesura to szansa na wyrobienie sobie marki dobrego biznesmena. Wiem o tym, te naczynia są połączone. Przecież właśnie z tego powodu moi kontrkandydaci do fotela prezesa pojawiali się nagle – jak na przykład Zbigniew Boniek, który zgłosił się do wyścigu ni z gruszki, ni z pietruszki.
[b]Nie odpowiedział pan na pytanie. Pięć polskich miast byłoby pana sukcesem? Na razie głośno tylko o pana podwyżce.[/b]
Miasta – w środę. A podwyżka? Nie zarabiam najwięcej w tym kraju, popatrzcie na prezesów spółek Skarbu Państwa.
Na działalność PZPN nie idzie ani złotówka z kieszeni podatnika, a przecież nie może być tak, że prezes takiej organizacji zarabia mniej niż prezes Ekstraklasy SA, która ma pod sobą tylko 16 klubów. Zarabiam 50 tysięcy złotych, bo podpisaliśmy lukratywne kontrakty ze SportFive i Nike. Unormowaliśmy też kwestię diet. Za wizytę na posiedzeniu w Warszawie każdy członek zarządu PZPN dostanie 1800 złotych, żeby miał gdzie zanocować. Ale jeśli wyjdzie wcześniej, bo pociąg mu odjeżdża, to nic nie dostanie. 27 czerwca ogłosimy abolicję dla klubów zamieszanych w korupcję. To będzie mój kolejny sukces i wiem, że mam w tej sprawie poparcie. Z rzeczy ważnych mogę też ogłosić ciężkie czasy dla dziennikarzy opisujących mnie jako wampira, bo będę kierował sprawy do sądu. A taktykę wobec Beenhakkera obrałem sam, z premedytacją.