Tak jak w spotkaniu Niemiec i Anglii arbiter nie ustrzegł się poważnego błędu. Gol Carlosa Teveza, który "otworzył" wynik, padł ze spalonego. Później dominacja Argentyńczyków nie podlegała dyskusji, choć zespół Diego Maradony nie zachwycił.
Meksykanie rozpoczęli mecz ze sporym animuszem i bez respektu dla faworyzowanego oraz bardziej utytułowanego przeciwnika. W dziewiątej minucie z ponad 30 metrów uderzył Carlos Salcido i gdyby nie poprzeczka, to obrońca PSV Eindhoven cieszyłby się z pięknego gola. Chwilę później z dystansu Sergio Romero próbował zaskoczyć Andres Guardado i niewiele się pomylił.
Argentyńczycy nie potrafili sforsować defensywy rywali, a indywidualne szarże Lionela Messiego i Carlosa Teveza były łatwo przerywane przez meksykańskich obrońców.
Zmieniło się to w 26. minucie gry. Rajd Teveza powstrzymał Oscar Perez, a do odbitej przez niego piłki dopadł Messi, który kopnął w kierunku bramki. W siatce piłka wylądowała dopiero po główce Teveza. Sędzia wskazał na środek boiska, Argentyńczycy rozpoczęli taniec radości, a Meksykanie - protesty, biegnąc gromadnie do arbitra liniowego. Chwilę później w jego kierunku podążył też Roberto Rosetti.
Po krótkiej konsultacji decyzji o uznaniu gola nie zmienił. Powtórki telewizyjne wykazały, że Tevez był na spalonym. To kolejny wielki błąd sędziów, po nieuznaniu prawidłowo zdobytego gola przez Anglika Franka Lamparda w rozegranym kilka godzin wcześniej meczu z Niemcami (1:4).