Mistrzostwa świata w RPA jednym będą się kojarzyć z kolorem, zapachem i przede wszystkim dźwiękiem Afryki, a dla innych nieznośnym jazgotem dobiegającym z trybun, gorszym niż kosiarka czy piła łańcuchowa. Tak uciążliwy, że BBC w pewnym momencie zdecydowała się regulować głośność transmisji, bo widzowie się skarżyli.

Miejscowym to jednak, zdaje się nie przeszkadzało i trąbili w najlepsze przy każdej okazji, od pierwszej do ostatniej minuty meczu. Taka ściana dźwięku, na stadionie o pojemności 30 tys. widzów osiągająca poziom 140 decybeli, mogła spowodować uszkodzenie słuchu, nawet gdy ktoś przezornie włożył do uszu przed meczem stoppery.

Mimo wszystkich wad tej zabawy udało się mieszkańcom RPA przynajmniej jedno – wuwuzele stały się popularne na całym świecie i można było zobaczyć nawet księcia Williama próbującego trąbić na plastikowej zabawce.

Dlaczego w takim razie Euro 2012 nie miałoby mieć swojego dźwiękowego symbolu? Ukraińcy na mistrzostwa Europy proponują zozulicę i reklamują ją usilnie jako mniej inwazyjną od wuwuzeli, a równie dobrą do zabawy.

Zozulica to stary, gliniany instrument, którego historia sięga siedmiu tysięcy lat wstecz. Jego wygląd i dźwięk, który wydaje mają przywodzić na myśl kukułkę i jest pewne, że tak głośno jak wuwuzela (której ryk ma przywodzić na myśl słonia) grać nie będzie. Czy stanie się symbolem tych mistrzostw zależy głównie od tego, czy będzie się kojarzyła z dobrą zabawą i jak wypadnie w telewizji.