Poszkodowany żołnierz poinformował nas, że wczoraj otrzymał aktywny wózek inwalidzki.
Dwa miesiące temu opisaliśmy w "Rzeczpospolitej" historię starszego plutonowego Mariusza Saczka, który został ciężko ranny w lipcu 2010 roku. Pod transporterem opancerzonym Rosomak, którym jechał, wybuchła mina pułapka.
Przez kilka dni lekarze ze szpitala w Ghazni ratowali mu życie. Następnie przewieziono go do amerykańskiego szpitala w Ramstein, gdzie przeszedł kolejne operacje.
Sparaliżowany od klatki piersiowej w dół po powrocie do kraju przez półtora roku leczył się w szpitalach w Bydgoszczy, Warszawie i Ciechocinku. Jeździł też na turnusy rehabilitacyjne i dzięki wielkiemu samozaparciu udało mu się stanąć na nogi. O kulach może teraz przejść kilkadziesiąt metrów. – Są jednak takie dni, gdy nie jestem w stanie przejść ani kroku z powodu skurczy. Dlatego potrzebuję wózka – mówił nam.
Od maja 2011 roku starał się w Inspektoracie Wojskowej Służby Zdrowia o przyznanie wózka inwalidzkiego i chodzika. Urzędnicy odsyłali go jednak na kolejne konsultacje medyczne. Dopiero po artykule w "Rzeczpospolitej" z rannym skontaktowali się przedstawiciele wojskowej służby zdrowia. Sprawą zainteresował się też minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak.