Jak pan ocenia stan polskiej gospodarki?
Leszek Balcerowicz: Na tle Europy prezentuje się nieźle. Wzrost PKB o ponad 3 proc. jest w porównaniu z innymi krajami dobrym osiągnięciem. Na krótką metę nie ma większych problemów. Poważne widać w nieco dłuższej perspektywie. Zatrudnienie będzie spadać bez dalszych reform. Warunki dla prywatnych inwestycji są na tyle niekorzystne, że mało się inwestuje. Jest za dużo barier dla prywatnych inwestorów. Ponadto tempo wzrostu łącznej efektywności, za którą kryją się innowacje i przemiany strukturalne w gospodarce, choć nadal dodatnie, jest dużo wolniejsze niż było kilka lat temu. Uważam, że naszym celem narodowym powinno być umocnienie wzrostu gospodarczego. Od tego zależy, ilu wyjedzie z kraju młodych, zdolnych, wykształconych ludzi, od tego zależy też pozycja Polski w świecie. To, co mnie uderza w kampanii prezydenckiej, to że gdyby zapowiedzi gospodarcze większości kandydatów były zrealizowane, osłabiliby oni naszą gospodarkę i przy okazji naszą obronę – środki na nią biorą się przecież z rosnącej gospodarki. A wszyscy prezentują się jako patrioci.
Andrzej Duda za główny cel swojej prezydentury stawia odbudowę gospodarki.
Kandydat PiS na prezydenta nie odróżnia chyba Polski od Ukrainy. Gdyby tam pojechał, zobaczyłby, jak wyglądałby – pod pewnymi względami – nasz kraj, gdyby był realizowany program PiS.
Nasza gospodarka wyglądałaby jak ukraińska?