Proces, a nie projekt

Rewitalizacja polega na szacunku dla ludzi, którzy tworzyli dane miejsce, i do samego miejsca.

Publikacja: 31.05.2015 16:59

Arkadiusz Bogusławski

Arkadiusz Bogusławski

Foto: Rzeczpospolita

Arkadiusz Bogusławski

Dla przedsiębiorców, architektów, pracujących, mieszkańców i władzy. Dla tych, którzy chcą dziś tworzyć jakiejś miejsce i pokonują związane z tym problemy lub są w stanie te problemy przetrwać. Ale i tych, którzy będąc użytkownikami danego miejsca, nie mają zbyt dużo szacunku ani do niego, ani do siebie. Rewitalizacja powinna być próbą ich pozyskania.

W rewitalizacji bardzo ważna jest pokora prowadzących ten proces. Powinni oni sobie zawsze zadać pytanie: czy jesteśmy na tyle mądrzejsi od twórców miejsca, abyśmy mieli prawo do ingerencji w jego urbanistykę, architekturę, funkcję czy klimat? Czy nie jesteśmy laikami bądź ludźmi zbyt mało doświadczonymi, aby wprowadzać własne wizje?

W Polsce zbyt wielu wkracza w kompetencje Boga, mówiąc: tak jest, ponieważ ja wiem i już. Na seminariach i konferencjach pojawiają się prawdy objawione o niezaprzeczalnym wpływie inwestycji w kulturę na odnowę miejsca, o niezbędnym wyeliminowaniu samochodów, o konieczności uczenia dzieci oberków i kujawiaków oraz koniecznym wyrównywaniu szans. Najlepiej za jak największe pieniądze.

Nierozpoznane potrzeby prowadzą do realizacji wybujałych fantazji. Drogich na etapie realizacji i w późniejszym utrzymaniu. Tysiące takich kosztownych „projektów rewitalizacji" już w Polsce powstało, większość nie przynosi oczekiwanych korzyści. Dlaczego? Ponieważ w naszym kraju bez pogłębionych analiz realizuje się projekty na miarę zapory Hoovera. Tylko że Rooseveltów i Keynesów u nas brak. Snujemy wizje, opracowujemy przepiękne strategie, lokalne programy rozwoju. A później wdrażamy marzenia architektów, często poparte werdyktem profesjonalnej komisji konkursowej, i okazuje się, że... projekt nie działa. Nie tylko przysporzył miastu problemów finansowych, ale także odhumanizował przestrzeń, a zapisane w bełkocie studium wykonalności przepowiednie okazały się mrzonką. Dlaczego tak się często dzieje?

Rewitalizacji nie można zamknąć typowym polskim schematem: sukces pozyskania funduszy UE, zaprojektuj, buduj, przecięcie wstęgi, nagroda za piękny obiekt i przeświadczenie, że jest cudownie. Rewitalizacja jest bowiem procesem, nie projektem. Trzeba przede wszystkim oszacować jej koszty, a następnie – na każdym etapie – angażować w nią partnerów. Mniej mówić, więcej słuchać. W szczególności tych, którzy podczas tzw. konsultacji społecznych są najmniej aktywni.

Należy sobie wbić do głowy, że partnerami są mieszkańcy, a także przedsiębiorcy już działający na danym terenie, ale też potencjalni inwestorzy, służby porządku publicznego czy gestorzy sieci. Nie są zaś nimi marszałkowie, dyrektorzy departamentów rozdzielających środki UE czy zespół projektowy. Partnerzy z obszaru chcą prawdy – prostych i skutecznych rozwiązań, a przede wszystkim dobrych i bezpiecznych warunków do życia i pracy czy prowadzenia biznesu. Nie chcą zaś uszczęśliwiania na siłę społecznymi czy urbanistycznymi wizjami.

Autor jest praktykiem i trenerem rewitalizacji, obecnie kieruje procesem rewitalizacji Księżego Młyna w Łodzi

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!