– W 2017 roku zadaniem jest przywrócenie kontroli na uznanej przez świat granicy Ukrainy w Donbasie, a następnie na Krymie. Tym procesem będą się zajmować policjanci, żołnierze gwardii narodowej, organów sprawiedliwości. Ale jako pierwsi pójdą pogranicznicy – powiedział minister spraw wewnętrznych Ukrainy Arsen Awakow podczas spotkania z funkcjonariuszami Straży Granicznej.
Zaznaczył jednocześnie, że to nie jest „jakaś wypowiedź propagandowa czy fikcyjny pomysł". – To rzeczywistość – mówił.
Na taką optymistyczną wizję przyszłości ukraińskiego ministra w Moskwie zareagowano bardzo nerwowo. – Widocznie Awakow zapomniał, że zgodnie z wynikiem referendum z 2014 roku Krym to nieodłączna część Federacji Rosyjskiej. Atak na półwysep będzie oznaczał wypowiedzenie wojny Rosji, która będzie miała bardzo smutne skutki dla ukraińskiej armii i rządu – mówi Rusłan Balbiek, który reprezentuje anektowany Krym w rosyjskiej Dumie Państwowej.
Odzyskanie Krymu nie byłoby prostym zadaniem dla władz w Kijowie. Od aneksji minęły prawie trzy lata, a od tamtej pory Rosja znacząco zwiększyła swoją militarną obecność na półwyspie.
Szacuje się, że może znajdować się tam nawet 30 tysięcy rosyjskich żołnierzy. Oprócz tego Rosjanie rozmieścili na Krymie swoje najnowsze systemy obrony przeciwlotniczej S-400 oraz przeciwokrętowe zestawy rakietowe Bastion.