Na nietypowy ładunek trafili w nocy z piątku na sobotę celnicy z lotniska na Okęciu. Samolotem ze Stanów Zjednoczonych przyleciało pięć klatek z kotami.
Po ich odbiór zgłosił się obywatel Łotwy. – Twierdził, że to zwykłe dachowce, które chce sprzedać na Łotwie po 40 euro – mówi jeden z celników.
Funkcjonariusze jednak dokładnie przyjrzeli się futerkom kotów (miały cętki) i stwierdzili, że Łotysz kłamał. W klatkach nie było domowych dachowców, znajdowały się w nich natomiast dzikie koty: cztery serwale i karakal (ryś stepowy).
– Mężczyzna nie miał dokumentów pozwalających na wwóz takich zwierząt do Polski. Te gatunki drapieżników objęte są specjalną ochroną, bo są zagrożone wyginięciem – dodaje celnik.
Sprawą Łotysza zajmuje się teraz policja. Prawdopodobnie będzie ukarany za przemyt.