Wczoraj od rana dźwig ustawiał kontenery potrzebne do urządzenia zaplecza na budowie dwukondygnacyjnego biurowca. Blaszane pudła zwalono kilka metrów od zabytkowego kościoła św. Antoniego stojącego na skraju Ogrodu Saskiego. – A już miałem nadzieję, że udało nam się zablokować inwestycję – mówi załamany franciszkanin o. Hubert Smoła, gwardian zakonu i proboszcz tamtejszej parafii.
Budowa biurowca zaczęła się w marcu tego roku. Inwestycję natychmiast oprotestował u wojewody zakon braci mniejszych prowincji Matki Bożej Anielskiej w Polsce (oo. franciszkanie), który mieści się obok kościoła św. Antoniego. Przeciwko prowadzeniu prac zaprotestował też warszawski oddział Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. W czerwcu wojewoda Jacek Sasin uchylił pozwolenie na budowę oraz wydał nakaz wstrzymania wszelkich prac.
Jednym z powodów interwencji wojewody było zagrożenie zabytkowego kościoła zawaleniem. Gdy zaczynały się prace, obrońcy zabytków alarmowali, że budowa naruszy fundamenty świątyni. Powód – nikt nie ma planów jej podziemi. Obawy potwierdziły się. Wiosną zakonnicy założyli na ścianach specjalne czujniki. Przed wakacjami było już jasne, że głęboki wykop zaledwie dwa metry od ściany świątyni może naruszyć jej strukturę. – Pojawiły się nowe pęknięcia na murach, a stare nadal powiększają się – mówi Piotr Świderek, prawnik, który reprezentuje o. Smołę.
Protestujący podnosili także, że inwestycja może być niebezpieczna dla Ogrodu Saskiego, ponieważ trzeba było przez alejki zrobić dojazd na plac robót. Andrzej Sołtan, wicedyrektor Muzeum Historycznego, prezes warszawskiego oddziału TOnZ, obawia się także, że postawienie tam biurowca stworzy niebezpieczny precedens. Zachęci kolejne firmy do starania się o zabudowę w Ogrodzie Saskim.
Firma Budner walczyła jednak dalej i na jej wniosek Główny Urząd Nadzoru Budowlanego uchylił właśnie decyzję wojewody, odmawiając proboszczowi prawa do jej skarżenia. Uzasadnienie – zakon nie został uznany za stronę w budowlanym konflikcie.