[link=http://www.rp.pl/artykul/12,285412.html][b]Argentyna rozgromiona w Boliwii[/b][/link]
Na taką chwilę w sporcie Słowacy czekali, od kiedy znów mają swoje państwo, pewnie tylko mistrzostwo świata hokeistów z 2002 r. smakowało lepiej.
Wczorajsze 2:1 w Pradze to pierwsze słowackie zwycięstwo w Czechach. Zepchnęli nim rywali pod ścianę w walce o mundial, a siebie ustawili w roli faworyta wyścigu do RPA. Są pierwszym zespołem grupy 3, który wygrał na wyjeździe. I pierwszym oprócz Polaków, który potrafił strzelić Czechom gole.
Dwa razy Słowacy wykorzystali w Pradze błędy czeskiej obrony, zagubionej bez zawieszonego za kartki Tomasa Ujfalusiego. Dwa razy zawinił David Rozehnal. W pierwszej połowie tuż przed polem karnym obrońca Lazio dał się złapać dwóm Słowakom w kleszcze i potknął się, oddając piłkę Stanislavowi Sestakowi. Dwa podania później Sestak był już na środku pola karnego z piłką przy nodze. Strzelił obok Petra Cecha.
W 83. minucie Rozehnal źle ustawił obronę, gdy Miroslav Karhan podawał z rzutu wolnego z własnej połowy. Piłka trafiła do Erika Jendriska, a Rozehnal nie dość, że nie przeszkodził Słowakowi przy pierwszym strzale, to jeszcze dopuścił do dobitki, której Petr Cech nie zdołał już obronić.