Dobrze zaczęły się tegoroczne juwenalia, ale jeszcze lepiej się skończą. Startująca w piątek, trzydniowa fiesta na kampusie SGGW stanowi fantastyczne zwieńczenie miesiąca studenckich zabaw. Ursynaliom nie brakuje niczego – pomysłu, rozmachu czy zróżnicowania.
Pierwszy dzień oddano we władanie twórcom muzyki gitarowej, drugi sonicznym rebeliantom, a trzeci jest bliższy tzw. źródłom, czyli to wieczór etniczno-folkowy. Do tego należy dodać aktywną przez cały ten czas scenę electro.
Oczywiście tam, gdzie pojawia się kwalifikacja do konkretnych stylów, natychmiast zwiększa się temperatura dyskusji. Ambitni zawsze znajdą dziurę w całym, bo taka z brytyjskiego Kosheen alternatywa, jacy z trójmiejskiego Dick4Dick rockmani, a electro nie powinno być tożsame z house.
Z pewnością zdziwią się ci, którzy przyjdą w niedzielę na piknikowo-knajpianą Strefę Mocnych Wiatrów, by pośpiewać sobie o kojach, jachtach i smaku ust hiszpańskich dziewczyn, po czym trafią na mrocznego, nawiązującego do pogańskich rytuałów Żywiołaka. Gdy ten występował na gdyńskim festiwalu Open’er, zrelaksowanym widzom udzielił się niepokój emanujący z ich fascynującego repertuaru. Jakby zdali sobie sprawę, że z Gdyni do Arkony – ośrodka kultu Świętowita – nie jest wcale tak daleko.
Na szczęście składniki, jakie mają w rękach pomysłodawcy Ursynaliów, będą smakowite niezależnie od tego, jak je wymieszamy. Brytyjskie Kosheen zostało w swoim czasie namaszczone na „spadkobiercę tradycji bristolskiego trip-hopu” i w Polsce tę niełatwą tezę z powodzeniem wielokrotnie udowadniało. A Polacy? Też się swobodnie bronią – duża część rodzimych gwiazd w ogóle nie potrzebuje reklamy. Za Izrael mówiły rzesze fanów domagające się podczas występów Brylewskiego czy Malejonka reaktywacji legendarnej załogi reggae. Za Village Kolektiv międzynarodowe festiwale, na które ów electrofolkowy kolektyw zapraszano: brytyjski Eurocultured, meksykański Ollincan czy niemiecki Europafest. Z kolei rockowo-metalowa Coma może poszczycić się sześcioma nominacjami do tegorocznej nagrody Fryderyka, eklektyczne Lao Che złotą płytą, reprezentujące nurt vocal play Audiofeels zaś – statusem finalisty w programie „Mam talent!”. Nic, tylko słuchać.