Dziś najważniejszy mecz w najnowszej historii węgierskiej piłki. A potem, w październiku, następny. Oba z Portugalczykami. Ale ten drugi będzie naprawdę ważny tylko pod warunkiem, że dziś Węgrzy wygrają w Budapeszcie. Inaczej nie obronią miejsca barażowego, bo mają tylko punkt przewagi nad Szwedami, a oni mierzą się z Maltą.
Dla Portugalczyków też liczy się tylko zwycięstwo. Jeśli nie wygrają, nie dogonią nawet baraży. Musieliby liczyć na to, że Szwedzi w ostatnim meczu eliminacji nie pokonają u siebie Albanii. To trochę za wiele szczęścia naraz, zwłaszcza dla drużyny, którą szczęście omija. Z eliminacyjnych meczów Portugalczyków można ułożyć krótki kurs: jak nie strzelać w sytuacjach sam na sam. Nie było takiej okazji, której by piłkarze Carlosa Queiroza nie zmarnowali.
W Sarajewie po meczu z Bośniakami mogą ulecieć nadzieje Turków, a w Belgradzie – Francuzów na bezpośredni awans. Jeśli Serbia wygra – awansuje, a Francja być może będzie się przygotowywać do meczów barażowych z innym trenerem. Piłkarze zaprzeczają rewelacjom „Le Parisien” na temat gorzkich słów, jakie Raymond Domenech miał usłyszeć od Thierry’ego Henry (na pana treningach jest nuda, a w meczach chaos), ale jakoś trudno im wierzyć.
Oprócz Serbii awansować dziś mogą Hiszpanie po zwycięstwie nad Estonią (pod warunkiem że punkty straci Bośnia i Hercegowina) i Anglicy, jeśli wygrają z Chorwacją.
W Ameryce Południowej Argentyna słania się na nogach i jest liczona, ale w poważne kłopoty może wpaść dopiero dzisiaj, jeśli przegra w Paragwaju. Byłaby to już jej czwarta porażka w ostatnich pięciu meczach eliminacyjnych. Paragwaj zapewniłby sobie awans, a Argentyna mogłaby na dwie kolejki przed końcem spaść na szóste miejsce, niedające prawa startu nawet w barażach. Ostatni mundial bez Argentyny był w 1970, potem miała kłopoty z awansem do MŚ 1986 (w których zdobyła tytuł), a o finały w 1994 walczyła w barażu.