Przez najbliższe dni ten moment, gdy Siphiwe Tshabalala strzela w górny róg bramki Meksyku, będzie pewnie jedyną telewizyjną migawką pokazywaną częściej niż vuvuzele i kolorowe korowody z ceremonii otwarcia.
Gol był piękny, strzelony w pełnym biegu, ponad rękami bramkarza. Mógł się stać znakiem zwycięstwa, ale będzie przypominał o zmarnowanych szansach. O nierozsądnej obronie, która podarowała Meksykowi wyrównującego gola, o strzale Katlego Mpheli w słupek w 90. minucie.
[srodtytul]Wielki Khune[/srodtytul]
– Walczyliśmy i osiągnęliśmy wynik, na którym nam zależało – mówił trener gospodarzy Carlos Alberto Parreira. Ale z tym remisem żadnej drużynie nie będzie dobrze. Meksyk nie zapomni, ile szans zmarnował w pierwszej połowie, a RPA – ile po przerwie. – Kilku moich piłkarzy grało pod koniec meczu zbyt nerwowo – przyznał Parreira. – Jestem dumny z tego, jak zespół walczył, ale powinniśmy załatwić sprawę wcześniej i wygrać – mówił Javier Aguirre.
Mecz nie był może najlepszy, ale z tyloma zwrotami akcji, że nie sposób było się nudzić. Kto by przypuszczał po pierwszej połowie, że bohaterem RPA może zostać ktoś poza bramkarzem Itumelengiem Khune?