– Jesteśmy zrelaksowani. Oczywiście widzimy, co się dzieje wokół nas, ile jest policji, dziennikarzy, ale przyjechaliśmy tu wykonać swoją robotę, do której solidnie się przygotowaliśmy – mówi Capello. Dla Anglii to oznacza mistrzostwo świata.
Anglicy mają kolejne cudowne dziecko, które ma im ten tytuł wywalczyć. Nazywa się Wayne Rooney, jest swojskim chłopakiem z sąsiedztwa, którego cztery lata temu po konferencjach na mistrzostwach angielscy dziennikarze tłumaczyli na angielski, bo liverpoolskiego akcentu Wayne’a nikt nie rozumiał.
Rooney miał świetny sezon, bo chociaż jego Manchester nie wywalczył ani mistrzostwa kraju, ani nie wygrał Ligi Mistrzów, Anglik wyraźnie odżył po tym, jak z klubu odszedł Cristiano Ronaldo. Pod koniec sezonu leczył kontuzję, a to oznacza, że wypoczął.
– To może być turniej Wayne’a – mówi Capello. Steven Gerrard przyznaje, że Rooney to wielka siła, ale jednocześnie prosi o to, by nie zrzucać całej presji na tego piłkarza. – Dajcie jej trochę na mnie. Jestem dopiero dziewiątym kapitanem w historii, który poprowadzi Anglię na mundialu i jestem gotowy – mówił po treningu w Rustenburgu.
Capello dał Anglii siłę i wiarę, wprowadził do drużyny rządy silnej ręki, przepędził partnerki piłkarzy. Eliminacje wygrał w takim pędzie, że dla niego turniej finałowy mógł się zacząć od razu po ich zakończeniu. Później zaczęły się schody, bo tak jak Anglicy potrafią z kogoś zrobić bohatera, tak samo potrafią go zniszczyć.