Żeby napisać nowy rozdział tej książki, trzeba wielkiego autora. Diego Maradona wydaje się właściwym człowiekiem. Śmieje się z tego, co ludzie mówią, że niby jest kiepskim trenerem, a przecież jego drużyna do ćwierćfinału doszła tak, że na trybunach czuć było podmuch wiatru.
Maradona pamięta Niemców z finału w 1986 roku, kiedy Argentyna prowadziła 2: 0, rywalom udało się wyrównać i dopiero gol Jorge Burrachagi dał Argentynie tytuł. Cztery lata później Maradona po finale płakał jak nigdy. Niemcy wygrali po nudnym meczu i rzucie karnym w końcówce. Argentyńczycy kończyli w dziewiątkę, bo nie lubią przegrywać.
Cztery lata temu ćwierćfinał pomiędzy tymi drużynami w Berlinie zakończył się bijatyką. Po przegranym konkursie karnych dostało się Perowi Mertesackerowi i Bastianowi Schweinsteigerowi. Maradona siedział wtedy w hotelu, bo ostentacyjnie wyszedł ze stadionu, pokazując, że nie akceptuje tego, iż ochrona nie chce wpuścić na mecz jego świty. Oczywiście bez biletów.
[srodtytul]Masz problem?[/srodtytul]
Duchy tamtego meczu wróciły w poprzednim tygodniu. Kapitan reprezentacji Niemiec Philipp Lahm zaczął się głośno zastanawiać, czy Argentyńczycy nauczyli się już przegrywać, i zapowiedział, że sprawdzi to w sobotni wieczór w Kapsztadzie.