Rz: Spadł panu kamień z serca, gdy udało się podpisać umowę z Lille pod koniec okienka transferowego?
Ireneusz Jeleń:
Jestem tu już trzy tygodnie i widzę, jak dużo miałem szczęścia. Drużyna świetnie mnie przyjęła. Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że kamień spadł mi z serca, bo jednak nie było tak, że telefon milczał. Co chwila jakiś klub o mnie pytał, ale odkładałem podjęcie decyzji. Negocjacje z Lille trwały kilka tygodni, doszliśmy do porozumienia.
Umowa z klubem zawiera jakieś klauzule dotyczące pana ewentualnej kontuzji?
Nie, to normalny kontrakt. W Lille wiedzieli, kogo kupują, znali historię moich problemów ze zdrowiem. Zostałem jednak dokładnie przebadany, przeszedłem testy medyczne, a wynikami wydolnościowymi byli zachwyceni. W połowie maja w meczu Auxerre z Lyonem nabawiłem się kontuzji, która ciągnęła się przez dwa miesiące. Później przez sześć tygodni przechodziłem rehabilitację. Trenowałem indywidualnie z prywatnym trenerem Rafałem Hejną i jak się okazało, praca nie poszła na marne.