Co to będzie za wieczór. Z 16 miejsc w finałach mistrzostw Europy zostało do wzięcia aż dziewięć. Wśród skazanych na czekanie są potęgi: Francja i Portugalia.
Z dziewięciu grup tylko w jednej wszystko się wyjaśniło: w G, z której Anglicy awansowali do finałów, a Czarnogóra do listopadowych baraży. Dziś poznamy pięciu finalistów po spotkaniach barażowych (pojutrze losowanie par w Krakowie) ostatnich czterech.
Będą dziś trzy mecze jak finały, o awans. W Paryżu, gdzie Francja nie może przegrać z Bośnią. W Kopenhadze, gdzie Portugalii wystarczy remis (Danii też może wystarczyć: jeśli w grupie E Szwecja nie wygra z Holandią, to Duńczycy awansują bez baraży jako najlepsza drużyna z drugich miejsc). I w Dublinie, dokąd Armenia przyjechała wygrać i awansować do baraży (bezpośredni awans należy się w tej grupie Rosji, wystarczy jej nie przegrać u siebie z Andorą).
Ale iskrzyć będzie też w grupach bez bezpośrednich starć. W grupie A w grze jest honor Turków, półfinalistów ostatniego Euro, i Guusa Hiddinka, który może dziś stracić aurę cudotwórcy. Ale by tak się stało, Belgia musiałaby w meczu z Niemcami zdobyć tyle samo punktów co Turcja z Azerbejdżanem.
W grupie C Estonia już rozegrała wszystkie mecze i cały kraj będzie oglądał spotkanie Słowenia – Serbia. Jeśli Serbowie nie zwyciężą, Estonia awansuje do baraży, bo ma punkt przewagi i lepszy bilans spotkań.