To będzie dopiero jego trzeci mecz w koszulce z kogutem na piersi – pierwszy o punkty. Zastąpi na środku obrony pauzującego za kartki Phillipe'a Mexesa. Od razu zostanie rzucony na głęboką wodę.
Zderzenie z mistrzami świata i Europy z reguły bywa bolesne. Ale Koscielny zdaje sobie sprawę, że wygrane pojedynki z Fernando Torresem, Xavim, Andresem Iniestą czy Davidem Silvą mogą się okazać przepustką do wielkiej kariery.
– Nie mamy nic do stracenia. Nie widzę powodów, dla których mielibyśmy się bać Hiszpanów. Wręcz przeciwnie, oczekuję, że ten mecz będzie dla nas dobrą zabawą – mówi Koscielny.
W jego żyłach płynie polska krew. Dziadkowie obrońcy wyemigrowali do Francji. W sierpniu 2010 roku przy okazji meczu Legii z Arsenalem w Warszawie Koscielny miał rozmawiać z Franciszkiem Smudą na temat gry w reprezentacji Polski. Ale do spotkania nie doszło, bo piłkarz w ostatniej chwili się rozmyślił.
– Nigdy nie żałowałem, że odmówiłem. Wojciech Szczęsny namawiał mnie, ale nie miałem dylematu, bo czuję się Francuzem. Moi rodzice tu się urodzili – tłumaczył obrońca Arsenalu w wywiadzie dla „France Football". – Nie potrafię wyobrazić sobie siebie jako reprezentanta kraju, którego język, obyczaje i ludzie są mi obcy. To byłby brak szacunku wobec polskich kibiców.