Mecz o wszystko – to w przypadku reprezentacji Hiszpanii, która zdobyła w ostatnich latach serca kibiców futbolu, brzmi co najmniej dziwnie. Ale remis z Finlandią (1:1) na własnym boisku rzeczywiście postawił ją w bardzo trudnej sytuacji, a Francuzom, którzy pokonali 3:1 Gruzję, otworzył drogę do pierwszego miejsca w grupie I. Jedynego, które gwarantuje bilety do Brazylii. Osiem najlepszych drużyn z drugich miejsc będzie musiało walczyć w listopadowych barażach.
By wrócić na prowadzenie, Hiszpanie muszą we wtorek zwyciężyć. Porażka będzie oznaczać właściwie koniec szans na bezpośredni awans, bo nawet w tak wyrównanej grupie – jedynej pięciozespołowej, z Gruzją, Białorusią i Finlandią – trudno liczyć, że Francuzi roztrwonią pięciopunktową przewagę.
„Finlandia nas zamroziła" – skomentowała „Marca" piątkowy mecz w Gijon, w którym Hiszpanie mieli piłkę przy nodze przez ponad 80 procent czasu. „Nasza gra była powolna i przewidywalna, a Finowie wcale nie cierpieli tak, jak zakładano przed spotkaniem. Popełniono grzech arogancji – przy stanie 1:0 przyszło odprężenie, za które piłkarze surowo zapłacili".
„AS" napisał o torturach i przypomniał, że Hiszpanie przegrali w Paryżu obydwa mecze o stawkę: w finale mistrzostw Europy 1984 i w eliminacjach Euro 1992. Ale przed trzema laty zwyciężyli tam w spotkaniu towarzyskim 2:0.
Vicente del Bosque zrobi kilka zmian w składzie. Jordiego Albę, który doznał urazu nogi, zastąpi prawdopodobnie Nacho Monreal. Za kartki pauzuje David Silva. Do składu wrócą po kontuzjach Xavi i Xabi Alonso. Ale styl się nie zmieni. – Nawet gdybyśmy pokonali Finów, na Saint Denis zagralibyśmy tak samo. Nie myślimy o barażach, ani o niczym innym poza zwycięstwem nad Francją – zapowiada David Villa.