Rz: Minister Tomasz Siemoniak na wniosek kombatantów pośmiertnie awansował rotmistrza Witolda Pileckiego na stopień pułkownika. Czy to nie zamiesza młodym ludziom w głowach, w końcu przyjęło się już sformułowanie „rotmistrz Pilecki"?
Jerzy Bukowski: Rotmistrz to rzeczywiście piękny stopień, także z uwagi na to, że już nie istnieje. Jednak jeśli nawet to wprowadzi pewne zamieszanie, ten awans jest tego warty. To wyłącznie kwestia przyzwyczajenia, a ów gest ma głęboki sens w odniesieniu do naszej polityki historycznej i kultywowania narodowych imponderabiliów.
Czyli o co konkretnie chodzi?
O wyraźne zaznaczenie, kto był bohaterem, a kto zdrajcą. Bardzo się cieszę z tego awansu, i to aż o trzy stopnie wojskowe. Tylko jeśli kultywujemy bohaterów, to zarazem powinniśmy rozliczyć zdrajców. Za awansem Pileckiego powinna więc iść degradacja generała Jaruzelskiego i pozbawienie go odznaczeń państwowych. Przez pewien czas wszystko było zakłamywane, mówiono, że właściwie wszyscy byli uwikłani w system komunistyczny, że nie można nikogo przekreślać. Tymczasem dzisiaj już jasno i wyraźnie można powiedzieć, kto jaką rolę w najnowszej historii Polski odegrał.
Dlaczego uważa pan, że takie symboliczne rozliczenie byłoby ważne?