To właśnie na Śląsku rozwinął się najbardziej potencjał branży produkcji i instalatorów dla odnawialnych źródeł. Jeśli pójdziemy w kierunku prezentowanym w projekcie Polityki energetycznej Polski do 2050, a cena węgla będzie spadać, to w połowie wieku będziemy musieli importować ponad 40 mln ton rocznie tego paliwa, by utrzymać produkcję w nowo postawionych blokach. Dlatego jestem zwolennikiem zmiany myślenia o bezpieczeństwie dostaw energii. Podstawą powinno być zwiększanie efektywności energetycznej, dzięki czemu można zaoszczędzić „za darmo" w Polsce do 30 proc. zużywanej energii, a także zastosowanie zasady subsydiarności w energetyce, którą kieruje się UE.
Bolesław Jankowski, ekspert Krajowej Izby Gospodarczej
Globalne negocjacje to okazja, by wskazać, że Polska tak jak inne kraje – strony Konwencji Klimatycznej – oczekuje uzyskania możliwości elastycznego podejścia do wypełniania własnych zobowiązań. Taką możliwość mają obecnie wszystkie kraje Konwencji poza krajami UE, którym narzucono bardzo kosztowne dla Polski mechanizmy unijne, takie jak system reformy handlu uprawnieniami do emisji CO2. Kolejną rzeczą, którą możemy uzyskać, jest zachowanie prawa do utrzymania w zobowiązaniach Polski roku 1988 jako bazowego, do którego odnoszone są nasze zobowiązania (a nie jak chce UE – 1990 r.). Chodzi też o to, by w Paryżu nie włączano nas do grupy państw rozwiniętych, które mają sfinansować redukcje emisji i transfer technologii dla krajów rozwijających się. Zresztą sam podział na kraje rozwinięte i rozwijające się stworzono wiele lat temu na nieaktualnych już przesłankach. Do tych drugich zaliczono bowiem rozwinięte obecnie kraje, takie jak Korea Płd. czy Izrael, bogate kraje Bliskiego Wschodu, jak Arabia Saudyjska czy Katar, a także drugą co do wielkości chińską gospodarkę. Jednocześnie deklaracje największych krajów są zachowawcze i uwzględniają już dokonany progres (np. dzięki przestawianiu energetyki na gaz łupkowy, jak w USA) lub działania, które nie stanowią obciążenia dla rozwoju gospodarczego (Chiny).
Ryszard Pazdan, przewodniczący komisji BCC ds. zmian klimatycznych i ryzyk środowiskowych
Nie potrafiliśmy przekuć na pieniądze sukcesu wynikającego z redukcji emisji ponad poziom zadeklarowany w ramach protokołu z Kioto (5,2 proc. – red.). Udało nam się ją zredukować o 32 proc. m.in. dzięki przyznanemu nam przywilejowi wyznaczenia innego roku bazowego (1988 r. zamiast 1990 r.). Uzyskaną nadwyżkę – dzięki ustanowionym w Kioto mechanizmom – mogliśmy sprzedać na pniu, zyskując łącznie 8 mld dol. na transformację naszej gospodarki, w tym energetyki. Udało się sprzedać trochę Japończykom za 100–150 mln dol. Zignorowaliśmy jednak sygnały płynące z banków światowych, które chciały wykupić resztę.
Polska w ogóle nie wykorzystała natomiast mechanizmu dającego państwom możliwość inwestowania w krajach rozwijających się. Takie działania dawały możliwość zwiększania puli redukcji emisji doliczanej na konto kraju inwestującego.
Moja firma mogła zainwestować 300 tys. dol. w Chinach. Gdybyśmy mogli to zrobić, to zarobilibyśmy 6 mln dol. Nie udało się jednak wypracować porozumień bilateralnych na poziomie rządowym.
Tymczasem Niemcy wykorzystali takie możliwości, inwestując m.in. w Chinach czy na Białorusi. A do ich gospodarki popłynęły pieniądze na transformację energetyczną.