Gdy mówił o „kłamliwych mediach" personel Agencji bił mu brawo, jednak odchodzący szef CIA John Brennan skrytykował Trumpa za „autopromocję" w miejscu świętym dla każdego funkcjonariusza. Wiele wskazuje, że relacje Trumpa z CIA mogą być burzliwe.
Na tydzień przed prezydencką inauguracją do mediów wyciekł raport wywiadowczy oskarżający Trumpa o to, że w moskiewskim hotelu zapłacił dwóm prostytutkom, by nasikały na łóżko, w którym kilka lat wcześniej spała Michelle Obama. Raport okazał się stekiem bzdur pokazującym w fatalnym świetle przede wszystkim jego autora, byłego agenta brytyjskich służb specjalnych. Bezmyślnie uwierzył on we wkrętkę bezczelnie wysmażoną przez internetowych trolli z portalu 4chan. Jeszcze bardziej bezmyślnie w ten raport uwierzyły mainstreamowe media z USA i Europy. Trump był wściekły i zasugerował, że to CIA stara się takimi wrzutkami uderzyć w jego reputację. Podczas sobotniej wizyty w siedzibie Agencji przekonywał jednak, że czuje się bezpiecznie chroniony przez profesjonalistów z CIA. Wkrótce kierownictwo nad Agencją obejmie jego nominat – kongresmen Mike Pompeo (który notabene jest nastawiony bardzo krytycznie wobec Rosji, Chin oraz islamu).
Dotychczasowy szef CIA John Brennan ma ponoć pretensje do Trumpa, że nie utrzymał go na stanowisku. No cóż, powinien mieć te pretensje głównie do siebie – wielokrotnie sugerował, że Rosja pomogła Trumpowi wygrać wybory i nie przedstawił na ten temat żadnych wiarygodnych dowodów. Poza tym Brennan jest podejrzewany o bycie... krypto muzułmaninem. W 2013 r. oskarżył go o to były agent FBI John Guandolo. Brennan miał przyjąć islam w latach 90-tych, gdy był szefem placówki CIA w Rijadzie. Zrobił to rzekomo po namowach saudyjskich książąt, z którymi się przyjaźnił. To m.in. wyjaśnia dlaczego pozwolono mu wejść do Świętych Meczetów w Mekce i Medynie, gdzie „niewierni" absolutnie nie mogą wchodzić.
Niektórzy wskazują również, że Brennan może być niezadowolony, bo CIA nie ma już swojego reprezentanta na stanowisku prezydenta USA. Oficjalnie związany z CIA był tylko jeden były prezydent: George H.W. Bush (1989-1993), który był szefem Agencji w latach 1976-77. Związki starszego Busha z CIA ciągną się zresztą głębiej w przeszłość. Są dokumenty wyraźnie wiążące go z Agencją już pod koniec lat 50-tych. Zapata Oil, firma naftowa Busha, działająca głównie w Ameryce Środkowej i na Karaibach miała zapewniać przykrywkę dla działań CIA, m.in. w ramach przygotowań do inwazji w Zatoce Świń. Niektórzy konspirolodzy dopatrują się też Busha na zdjęciach z Dallas, z dnia zabójstwa prezydenta Kennedy'ego. Miał zostać uwieczniony na fotografii zrobionej pod składnicą książek, z której oddano strzały do JFK. Były agent CIA Gene „Chip" Tatum, zaangażowany w aferę Iran-Contra (w której głównym rozgrywającym był Bush), twierdził, że odsłuchiwał nagrania rozmów osób zaangażowanych na zamach na JFK i wśród nich znalazł się również późniejszy prezydent Bush.
Silne związki z Agencją posiadał ponoć również były prezydent Bill Clinton (1993-2001). Obszernie je opisują m.in. Terry Reed i John Cummings w wydanej ćwierć wieku temu książce „Compromised: Clinton, Bush and the CIA". Skupiają się przede wszystkim na tym jak w latach 80-tych ówczesny gubernator Arkansas Bill Clinton zapewnił parasol ochrony dla przemytu narkotyków z Ameryki Środkowej do USA w ramach operacji Iran Contra. Przemyt miał się odbywać poprzez lotnisko Mena, które choć było położone na totalnym wiejskim zad...piu, to w połowie lat 80-tych przyjmowało niezwykle dużo międzynarodowych lotów i było wyposażone w sprzęt nawigacyjny najwyższej, wojskowej klasy. Wokół tej afery trup padał gęsto – naliczono kilkanaście zgonów osób, które jakoby rzekomo otarły się o tę sprawę. (Po szczegóły odsyłam do trylogii Victora Thorne'a „Hillary i Bill Clintonowie".) Związki Billa Clintona z CIA sięgały jednak ponoć do końcówki lat 60-tych. Bill został wówczas z dnia na dzień „cenionym działaczem antywojennym" i ze Strobem Tallbotem, później znanym sowietologiem i prezydenckim doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego, wybrał się w podróż do Moskwy. Według Victora Thorne'a w aktach CIA są ponoć dokumenty mające świadczyć o tym, że Clinton donosił Agencji na lewackich aktywistów – co w sumie stawia byłego prezydenta w nienajgorszym świetle. Związki George W. Busha (2001-2009) z CIA na pierwszy rzut oka wyglądają jedynie na rodzinne koneksje (ojciec dyrektor CIA i dziadek, który był jednym z autorów ustawy powołującej CIA), ale konspirolog Daniel Hopsicker sugerował, że połowie lat 70-tych młodszy Bush pracował dla Agencji. Świadczyć o tym ma to, że często latał wówczas do Ameryki Łacińskiej, oficjalnie po to, by kupować szklarnie z rzadkimi roślinami. Hopsicker sugeruje, że w tych jego podróżach nie chodziło o orchidee, tylko o inne, dające „większego kopa" rośliny. No cóż, dowodów na to nie ma i zapewne nie będzie.