Kot wbiegł pod nogi chłopca niosącego tablet, chłopak nie chciał go nadepnąć i potknął się, upuścił sprzęt, co skończyło się uszkodzeniem. Ojciec chłopca wystąpił o świadczenie z umowy ubezpieczyciela, czyli naprawę tabletu. Ubezpieczyciel odmówił argumentując, że „gdyby nie kot, nie doszłoby do uszkodzenia sprzętu”, a ochroną ubezpieczeniową nie są objęte szkody spowodowane przez zwierzęta. Odwołanie nie przyniosło rezultatu, dopiero interwencja Rzecznika Finansowego sprawiła, że ubezpieczyciel zmienił stanowisko.
W innym przypadku ubezpieczony posiadający ubezpieczenie sprzętu elektronicznego kąpał półtoraroczną córkę w wanience, która to stała w łazience. Po kąpieli i przebraniu dziecko przeszło do drugiego pokoju i korzystając z nieuwagi rodziców zabrało laptop z biurka, wróciło z nim do łazienki i wrzuciło do wody. Towarzystwo ubezpieczeniowe odmówiło świadczenia tłumacząc, że do szkody doszło na skutek celowego działania półtorarocznego dziecka, a działanie umyślne wyłączone jest z ochrony. W sprawie interweniował Rzecznik Finansowy, który zauważył, że w przypadku małego dziecka nie można mówić o działaniu celowym. Ubezpieczyciel pod wpływem tej argumentacji zmienił stanowisko, ale znowu odmówił odszkodowania, tym razem dlatego, że sprzęt był użytkowany niezgodnie z instrukcją obsługi, gdyż ta zaznacza, że baterie laptopa powinny być przechowywane poza zasięgiem dzieci oraz że nie wolno dopuścić do kontaktu baterii z wodą.
Coraz więcej skarg
Takich przypadków jest więcej. Od 2009 r. kiedy Rzecznik zanotował pierwszą skargę na tego typu ubezpieczenie, do połowy 2016 r. trafiło ich już 1291. Z szacunków urzędu wynika, że do końca 2016 r. roku będzie ich łącznie około 1600. Wprawdzie liczbowo wydaje się to niewiele, ale udział tych skarg w ogólnej liczbie wniosków dotyczących ubezpieczeń sięga już prawie 5 proc., czyli niewiele mniej niż w przypadku tak popularnych ubezpieczeń jak autocasco (6 proc.). Rzecznik Finansowy opublikował raport na temat problemów z ubezpieczeniem sprzętu elektronicznego.
- Z sygnałów, które dostajemy od klientów wynika, że sprzedawcy w sieciach handlowych przekonują, że takie umowy obejmą każde uszkodzenie sprzętu. Robią to, bo mają określone plany sprzedażowe, a prowizje dla sklepu sięgają 70 proc. płaconych przez klienta składek. Niestety po szkodzie okazuje się, że umowa zwiera wiele ograniczeń. Wynika to z faktu, że ubezpieczycielowi zostaje niewiele na pokrycie ryzyka. W związku z tym tak konstruuje ofertę, żeby nie wypłacać zbyt wiele - mówi Krystyna Krawczyk, dyrektor Wydziału Klienta Rynku Ubezpieczeniowo-Emerytalnego w Biurze Rzecznika Finansowego.
Niekorzystne zapisy
Podstawowy problem zgłaszany przez klientów to odmowa pokrycia szkód w sytuacjach, gdy brak było działania tzw. siły zewnętrznej. Chodzi o sytuacje w których np. telefon po prostu wysuwa się z ręki klienta.