Przewoźnicy doskonale wiedzą, że Boeing tak wynegocjował z nimi umowy, że odwołanie dostaw jest praktycznie niemożliwe i w tej chwili cała akcja sprowadza się do medialnych sygnałów i konsekwentnego milczenia ze strony Boeinga. Tylko raz wypowiedział się prezes koncernu, Dennis Muilenburg, który oczywiście powiedział, że „maszyna jest bezpieczna", a potem w liście „do linii lotniczych i lotniczej społeczności" zapewnił, że jego zespół pracuje nad dalszymi ulepszeniami". Jedyne więc na co przewoźnicy mogą mieć nadzieję, to wynegocjowanie lepszych warunków przy przejmowaniu maszyn. Podobnie jest z liniami, które otwarcie deklarują, że z powodu uziemienia MAXów po katastrofach w Indonezji i Etiopii, będą domagały się od Boeinga odszkodowania. Te linie najczęściej już wcześniej miały kłopoty finansowe, które teraz chcą wytłumaczyć kłopotami amerykańskiego koncernu — uważają analitycy rynku lotniczego. Takie odszkodowanie przewoźnikom Boeing wypłacił, bądź udzielił im rabatów na nowe zamówienia po uziemieniu Dreamlinerów, które trwało 9 miesięcy.