Bezpośrednią przyczyną wybuchu zamieszek, w których zginęło już co najmniej 328 osób, była reelekcja prezydenta Mwaia Kibakiego w wyborach z 27 grudnia, zakwestionowana przez jego rywala, lidera opozycji Railę Odingę.
W Nairobi w środę panował spokój. Otwarta była część sklepów, przed bankami tworzyły się długie kolejki. Policja usunęła blokady, zaczęły kursować mikrobusy. Za to w zachodniej części kraju, bastionie Odingi, nadal szalała przemoc. W Kisumi, trzecim co do wielkości mieście Kenii, gdzie w poniedziałek i wtorek zginęło ponad 100 osób, w środę do kostnicy przywożono kolejne podziurawione kulami ciała. Godzina policyjna obowiązuje tu także w dzień, a stróże porządku dostali rozkaz strzelania do każdego, kto złamie zakaz wychodzenia z domu. Policjanci mają się na baczności, odkąd ich dwaj koledzy zostali śmiertelnie ranieni w Kericho przez młodych ludzi strzelających z łuków.
W niektórych miejscach przemoc przybrała postać czystek etnicznych. Tak było w Eldoret, gdzie we wtorek został podpalony drewniany kościół, w którym schroniło się około 400 członków plemienia Kikuju. 35 z nich spłonęło żywcem, a 42 z ciężkimi oparzeniami trafiło do szpitala. Zdaniem rzecznika rządu Alfreda Mutui winę za czystki etniczne wymierzone w Kikuju ponosi Odinga, należący do ludu Luo. Kikuju to najliczniejsza wspólnota etniczna Kenii (prawie 18 proc. z około 35 mln mieszkańców tego kraju). Luo jest mniej – około 11 proc.
Świat obawia się powtórki z ludobójstwa w Rwandzie. Apel o kompromis wystosowali do stron konfliktu szefowie dyplomacji USA i Wielkiej Brytanii Condoleezza Rice i David Miliband. Brytyjski premier Gordon Brown telefonicznie zachęcał Kibakiego i Odingę do dialogu. Do Nairobi poleciał szef Unii Afrykańskiej prezydent Ghany John Kufuor.Kibaki jest się gotów spotkać z rywalem. Proponuje, by razem publicznie zaapelowali o spokój. Odinga, który oskarża prezydenta o sfałszowanie co najmniej 300 tys. kart do głosowania (Kibaki wygrał wybory przewagą 231 728 głosów), oznajmił, że nie podejmie z szefem państwa żadnych rozmów, dopóki ten nie przyzna, że przegrał wybory. Domaga się ponownego przeliczenia głosów.Zachodni turyści nie opuszczają hoteli. Spędzają czas przy drinkach, śledząc rozwój wydarzeń w telewizji. Rezygnują z dalekich wypraw, niektórzy chcą skrócić pobyt. Jeśli konflikt się przeciągnie, ucierpi kenijska gospodarka. Dochody z turystyki stanowią bowiem 14 procent PKB.