– Barwna postać – mówi o 51-letnim Zdzisławie W. jeden z poznańskich prokuratorów. Biznesmen w konflikt z prawem wszedł jeszcze w latach 90. Jako właściciel firmy był podejrzany o wyłudzenie pieniędzy. Potem były inne kłopoty z prawem, rozprawy, aresztowanie. A potem Zdzisław W. umarł. I to dwukrotnie.
Najpierw w 2004 r. W Szamotułach był współoskarżony o próbę wyłudzenia od państwa miliardowego ekwiwalentu za majątek rzekomo pozostawiony za Bugiem. W piątek w związku z tą sprawą zasiadł na ławie oskarżonych. Ale by do tego nie dopuścić, bardzo się starał.
Z aresztu wyszedł wiosną 2004 roku. A 20 lipca do Urzędu Stanu Cywilnego w Bytomiu przyszedł mężczyzna z aktem zgonu wystawionym na nazwisko W. Biznesmen miał umrzeć dzień wcześniej. Powód: nadciśnienie.
– Wątek dotyczący Zdzisława W. został więc wyłączony z całości postępowania i umorzony – wspomina Arkadiusz Rybarczyk, wiceprezes Sądu Rejonowego w Szamotułach.
Wkrótce jednak sprawy się skomplikowały. Szef bytomskiego USC zaczął powątpiewać w oryginalność dokumentu, który zaświadczał o śmierci W. Poszedł do prokuratury. Okazało się, że akt zgonu sfałszowano. – Pamiętam, że wydaliśmy wówczas nakaz aresztowania Zdzisława W. Sytuacja była niecodzienna – opowiada sędzia Rybarczyk.