„Spragniony? Napij się wody DMZ” – głosi slogan reklamowy jednej z południowokoreańskich firm, które postanowiły zarobić na rosnącym zainteresowaniu strefą zdemilitaryzowaną (DMZ). To pas terytorium rozciągający się między Koreą Południową a Koreą Północną – krajami, które formalnie wciąż są w stanie wojny.
Firma twierdzi, że rozpoczęła sprzedaż wody, by... zmienić wizerunek strefy, która wciąż kojarzy się przede wszystkim z zimną wojną. „Krystalicznie czysta woda” ma zaś zwrócić uwagę na „unikalny, nieskażony ekosystem” pasa ziemi niczyjej, będący ubocznym skutkiem konfliktu.
Pojawienie się na rynku produktów związanych ze strefą zdemilitaryzowaną to nowy trend w południowokoreańskim biznesie. Amerykanie służący w strefie przypominają już bardziej przewodników turystycznych niż gotowych do użycia broni żołnierzy. Oprowadzają oni po historycznych atrakcjach strefy, a Panmundżom, który służy im jako baza, to jedyne miejsce, gdzie przedstawicieli skonfliktowanych stron dzieli jedynie odległość wzroku. Tutaj właśnie odbywały się spotkania rozłączonych przez wojnę koreańską rodzin. To atrakcja turystyczna numer jeden.
Rocznie strefę odwiedza ok. 100 tysięcy turystów w zorganizowanych grupach, głównie z Zachodu. Po powstaniu głośnego filmu „Joint Security Area”, przedstawiającego napięcia na granicy między obydwiema Koreami, obejrzeć strefę przyjeżdża również coraz więcej Japończyków.
Program wycieczki obejmuje zazwyczaj oglądanie mostu nad graniczną rzeką, odwiedziny w tunelu, który żołnierze północnokoreańscy wykopali w celach wywiadowczych, i zakup pamiątek w specjalistycznym sklepiku. Typowe dla południowokoreańskiego przemysłu turystycznego breloczki, magnesy i kubeczki mają przypomnieć turystom o wizycie w obszarze, gdzie „atmosfera zimnej wojny nadal wisi w powietrzu”.