Zatrudnione w szwedzkich sklepach z bielizną sieci Change panie miały paradować w czasie godzin pracy z imiennymi plakietkami na piersi, na których widniał rozmiar miseczki ich biustonosza i obwodu pod biustem. Kierownictwo traktowało bowiem taką informację jako część serwisu dla klientów.

Nie wszystkim to jednak przypadło do gustu. Ponad rok temu oficjalnie poczucie dyskomortu z tego powodu wyraziła jedna z pracownic firmy. Ostatnio z kolei zaprotestowała przeciwko temu zatrudniona w sklepie z bielizną Evelina. Według niej obnoszenie się z rozmiarami swojej intymnej części garderoby było nieprzyjemne, uwłaczające i naruszające jej integralność. W efekcie dezaprobaty rebeliantka po półtora roku pracy w sklepie złożyła wypowiedzenie. Poparły ją związki zawodowe pracowników sektora handlu, które skierowały sprawę do sądu.

Uznały one bowiem, że noszenie plakietek z rozmiarem biustonosza pracownika to poniżanie i dyskryminowanie zatrudnionych kobiet. Pracodawca powinien wprawdzie kierować zespołem, ale musi szanować przy tym prawo i dbać o dobre obyczaje, stwierdził prawnik związków. Poprzez jednak namawianie pracownic do noszenia tabliczek z rozmiarami pracodawcy firmy Change przekroczyli granice tego, czego można od nich wymagać. Dlatego związki zawodowe domagają się, by firma bieliźniarska zapłaciła 300 tysięcy koron szwedzkich (ok. 137 tys. zł) odszkodowania byłej zatrudnionej i 100 tysięcy koron związkom branży handlu za łamanie zasad umów zbiorowych. Evelina wyraziła nadzieję, że wyrok sądu pracy przetrze ścieżki innym koleżankom nieaprobującym noszenia na piersi tabliczek z rozmiarami biustonosza.