Z najnowszego sondażu niezależnego ośrodka Centrum Lewady wynika, że aż 80 proc. Rosjan odczuwa pogarszającą się sytuację gospodarczą kraju. Większość z nich uważa, że kryzys w Rosji potrwa jeszcze co najmniej kilka lat. Jedynie 5 proc. mieszkańców nie zauważyło wzrostu cen. Reszta twierdzi, że ceny na różnego rodzaju towary i usługi w ostatnich latach zwiększyły się od 15 aż do 100 proc.
Co ciekawe, połowa ankietowanych spodziewa się w najbliższym czasie cięcia wynagrodzeń lub już została dotknięta tym problemem. Z kolei ponad 40 proc. Rosjan obawia się zwolnień, które ich zdaniem mogą się niebawem rozpocząć, jeżeli sytuacja się nie zmieni.
A to już będzie zależało od ceny ropy, która jest fundamentem rosyjskiej gospodarki. Obecnie połowę swojego dochodu Rosja czerpie ze sprzedaży ropy i gazu. Tegoroczny budżet, który już kilkakrotnie ulegał zmianie, zakładał, że ropa będzie kosztowała co najmniej 50 dolarów za baryłkę. Tylko że w ciągu ostatnich miesięcy cena ta wielokrotnie się zmieniała, i to nie na korzyść Moskwy. Dziesięcioprocentowe cięcia już dotknęły wszystkich resortów poza Ministerstwem Obrony, które ze względu na swoje strategiczne znaczenie musiało zmniejszyć wydatki o 5 proc.
– Przy obecnej cenie ropy sytuacja teoretycznie powinna być jeszcze gorsza, niż jest. Gospodarkę udało się stabilizować m.in. dzięki środkom z funduszy rezerwowych. Jeżeli ropa nie zdrożeje, funduszy tych wystarczy jeszcze na półtora roku albo najwyżej dwa lata. Gdyby sytuacja nagle się pogorszyła i rezerwy wyczerpano wcześniej, władze mogłyby przeprowadzić dewaluację, zyskując kolejne dwa lata spokoju – mówi „Rzeczpospolitej” znany rosyjski ekonomista Władysław Inoziemcew.
– Na Kremlu zrobią wszystko, by sytuacja nie pogarszała się gwałtownie do kolejnych wyborów prezydenckich, które odbędą się w 2018 roku. Ale wzrostu gospodarczego też nie warto się spodziewać – dodaje.