Mróz oraz sypiący w piątek śnieg nie sprzyjały prowadzeniu akcji wyborczej. Ale w rozstawionych w różnych miejscach Kijowa namiotach w partyjnych kolorach kandydatów wciąż stali agitatorzy. W grubych ubraniach, z nałożonymi na wierzch plastikowymi „fartuszkami” w kolorze takim jak namiot.
[srodtytul]Głosuj na mojego[/srodtytul]
– Popieramy Julię, bo kogóż by innego? – mówi starsza kobieta. Ma zaczerwienione z zimna policzki. Na jej niebiesko–żółtym namiocie widnieje napis „Ludowy Ruch Ukrainy za Julią Tymoszenko”. LRU to pozostałość po legendarnym Ruchu, niegdyś – jeszcze za czasów ZSRR – głównej siły niepodległościowej. Kobieta stoi obok słynnych Złotych Wrót, odrestaurowanej dawnej bramy do starego Kijowa, a zarazem naprzeciw wejścia do metra. – Wszystko rozdałam, a nowych ulotek nie dowieźli... – rozkłada ręce. Ale może za to przedstawić koncepcję swego rządu marzeń. – Prezydent – Julia, premier – Serhij Tihipko, minister spraw zagranicznych – nasz lider Borys Tarasiuk – wylicza. Tihipko, były szef banku centralnego, też kandyduje na prezydenta. Tarasiuk szefem MSZ – i to bardzo prozachodnim – już był.
Obok – namiot niebieski, lidera Partii Regionów Wiktora Janukowycza. – Jasne, że Janukowycz – podkreśla kobieta w tym samym wieku co jej koleżanka z sąsiedniego stoiska. – Przecież teraz żyjemy na koszt Międzynarodowego Funduszu Walutowego. I kto za to zapłaci? – pyta. Mężczyzna, który obok niej składa pakiety: plakat, ulotka, kalendarzyk, uzupełnia: – Nikomu poza nim nie wierzymy.
Nieco dalej agitatorzy przy żółtym namiocie Wołodymyra Łytwyna nie chcą rozmawiać. Decyduje się tylko młoda kobieta: – To uczciwy człowiek. Nie wierzcie w to, co o nim mówią. To kłamstwa! Krążą pogłoski, że Łytwyn jest zamieszany w morderstwo dziennikarza Georgija Gongadzego w 2000 r. Tak przynajmniej twierdzi major Mykoła Melnyczenko, główny oskarżyciel eksprezydenta Leonida Kuczmy w tej sprawie.