Dyskusja trwa, a ostatnim znaczącym głosem był zamówiony przez największą włoską gazetę "Corriere della Sera" komentarz znanego francuskiego filozofa Bernarda-Henri Levy'ego. Ukazał się pod tytułem: "Te igrzyska są naszą jedyną bronią. Nie odrzucajmy jej" . Filozof argumentuje, że chiński reżim, jeśli chodzi o przestrzeganie praw człowieka, znalazł się pod lupą w 2001 roku, z chwilą przyznania Pekinowi igrzysk, a mimo to liczba obozów pracy nie zmniejszyła się, nadal trwa handel organami więźniów, na których wykonano karę śmierci, a domagający się autonomii Tybetańczycy są prześladowani jak dawniej.
Henri-Levy uważa, że protesty nic nie przyniosą i trzeba grozić Pekinowi tym, czego Chińczycy naprawdę się boją, czyli bojkotem. "W przeciwnym wypadku sztafeta ze zniczem olimpijskim schodząc z Mont Everestu przebiegnie po trupach zamordowanych ludzi modlitwy i pokoju (...) Jeszcze można uratować sport, honor i życie ludzkie".
Bojkotu domagają się się skrajne (lewicowe i prawicowe) partie polityczne, kilka organizacji na rzecz praw człowieka, wspierających niezwykle we Włoszech popularnego Dalajlamę i włoscy buddyści. Faworyt kwietniowych wyborów parlamentarnych Silvio Berlusconi milczy, ale zarówno jego główny sojusznik Gianfranco Fini jak i konkurent Walter Veltroni są bojkotowi przeciwni, choć nie wykluczają jakiejś formy protestu,choćby niewysłania do Pekinu oficjalnej delegacji rządowej lub wysłanie urzędników bardzo niskiego szczebla.
Włoski Komitet Olimpijski uważa, że żądanie bojkotu igrzysk powinno być w pierwszym rzędzie skierowane do polityków i biznesmenów. Gdy maratończyk Stefano Baldini (złoto w Atenach) na wieść o zobowiązaniu do milczenia, które muszą podpisać brytyjscy olimpijczycy, powiedział, że w takiej sytuacji na igrzyska by nie pojechał, WłKOl zapewnił, że nie będzie na sportowców wywierał żadnej presji, bo są ludźmi wolnymi i mogą mówić, co im się podoba.
Sportowcy chcą jechać do Pekinu. Jednak wielu zapewnia, że na jakąś formę protestu się zdobędą. Mowa jest o rezygnacji z udziału w ceremonii otwarcia lub pokazywaniu w czasie jej trwania plakietek z napisami "Tybet", albo jak w Moskwie w 1980 r. o przemarszu bez włoskiej flagi. Zawodnicy zapewniają, że poza areną sportowych zmagań milczeć nie zamierzają. Pod jednym względem wszyscy są zgodni: decyzja przyznania Pekinowi igrzysk była ogromnym błędem. "Gazzetta dello Sport" pisze, że MKOL wpisał do Karty Olimpijskiej wiele pięknych haseł, których nie przestrzega od ponad 70 lat i przypomina, że igrzyska przyznano już Berlinowi Hitlera i Moskwie Breżniewa.