– To masakra! Lokomotywa obróciła się tyłem do kierunku jazdy. Przez wybite okna pierwszych zniszczonych wagonów wychodzą podróżni. Na miejscu są setki ratowników. Nieustannie odlatują i przylatują helikoptery– tak opisywał miejsce wypadku tuż po katastrofie reporter dziennika „MF Dnes”.
Pędzący z prędkością ok. 120 km na godzinę pociąg uderzył rano w rumowisko po wiadukcie, który zawalił się na tory w okolicach miasta Studenka.
Według relacji rzecznika czeskich kolei Andrzeja Kubala maszynista zauważył niebezpieczeństwo, gdy pociąg wyjechał zza łuku trasy. W odległości kilkuset metrów od przeszkody rozpoczął awaryjne hamowanie i uciekł do maszynowni. To ocaliło mu życie.
Maszynista nie był jednak w stanie znacząco zmniejszyć prędkości na tak krótkim odcinku. Udało się wyhamować pędzący skład ze 140 do 120 km na godz. Lokomotywa uderzyła w leżący na trasie gruz. Wraz z nią wykoleiły się cztery z 10 wagonów.
Czesi błyskawicznie postawili na nogi wszystkie służby. W akcji uczestniczyło 16 zastępów straży pożarnej, wiele karetek pogotowia i śmigłowce ratownicze. Powołano też sztab kryzysowy.