O pozwolenie na przeprowadzanie takich działań wystąpił do Busha Pentagon. Po uzyskaniu zgody prezydenta, co nastąpiło w lipcu, Amerykanie zaczęli przekraczać granicę afgańsko-pakistańską, tropiąc islamskich bojowników. Przeciw tej praktyce zaprotestowały w tym tygodniu władze w Islamabadzie, a szef sztabu generalnego Ashfaq Kayani powiedział, że armia nie pozwoli obcym wojskom buszować po kraju.
W ubiegłym tygodniu operujący z Afganistanu amerykańscy komandosi przeprowadzili rajd na prowincję Waziristan Południowy. W ataku z użyciem śmigłowców zginęło 20 osób, w tym kobiety i dzieci.
Amerykańskie władze wojskowe tylko poinformowały Pakistańczyków o tej operacji, nie pytając ich o zgodę. Amerykańskie dowództwo ma coraz mniejsze zaufanie do sojuszniczego kraju, który ulega – według ekspertów – „talibanizacji“. Odsunięty niedawno od władzy prezydent Pakistanu Perwez Muszarraf prowadził podwójną grę, po cichu osłaniając talibów, których oddziały operują na terenach pakistańskich przy granicy z Afganistanem. Wiele udanych ataków przeciw siłom koalicji na terytorium afgańskim zostało przeprowadzonych właśnie z terytorium Pakistanu, głównie z Waziristanu Południowego.
Pakistańska armia, upokorzona informacjami o działaniach sił USA na terytorium kraju, chce pokazać, że panuje nad sytuacją. W Islamabadzie podano wczoraj, że w ataku sił pakistańskich na bazę al Kaidy i talibów zginęło 20 bojowników. Do walki doszło w wiosce Raszkai, na terenach plemiennych przy granicy afgańskiej. Według dowództwa armii od początku pakistańskiej kampanii przeciw talibom, która trwa od ponad miesiąca, zginęło 600 bojowników.