Choć moment był historyczny: na ich oczach demontowano ostatni taki pomnik w Hiszpanii, nikt nie demonstrował swoich emocji. No, może z wyjątkiem jednej kobiety, która przyniosła kwiaty.
Mimo problemów ze zdjęciem ważącego pięć ton generała na koniu z kamiennego piedestału, operacja zakończyła się sukcesem i Francisco Franco z brązu odjechał do przechowalni. Tam poczeka na budowę muzeum Kantabrii, którą obiecują ojcowie miasta. - To element historii Santanderu - tłumaczył się prawicowy burmistrz miasta Inigo de la Serna.
Pomnik stał w Santanderze od 1964 roku. Decyzję o jego usunięciu władze stolicy Kantabrii podjęły cztery lata temu. Mówiły, że chcą całkowicie przebudować plac przed swoją siedzibą. Zwlekały jednak z eksmisją generała cztery lata. W tym czasie pomniki Franco znikały w Hiszpanii jeden po drugim. Nie zawsze jawnie, w biały dzień, na oczach obywateli. W 2005 roku generała na koniu, takiego samego jak ten z Santanderu, usunięto potajemnie, pod osłoną nocy, z placu Nuevos Ministerios w Madrycie. Dzień później przy pustym cokole zebrało się kilkuset sympatyków.
Opozycyjna Partia Ludowa oskarżyła socjalistyczny rząd José Zapatero o „niepotrzebne rozdrapywanie ran przeszłości”. Nie przeszkodziło to premierowi w przeforsowaniu ustawy o pamięci historycznej, która zobowiązała - między innymi - władze lokalne do usunięcia wszelkich pamiątek po Franco z miejsc publicznych. Santander nie mógł dłużej czekać.
Dwa lata temu generał na koniu zniknął sprzed Akademii Wojskowej w Saragossie. Ostał się jeszcze Franco bez konia w należącym do Hiszpanii autonomicznym mieście Melilla w Maroku. Ale i jego dni są policzone. Władze parę miesięcy temu zapowiedziały, że go usuną.