Nie wiadomo, czy lecąc na pokładzie samolotu linii Continental w późny czwartkowy wieczór, Beverly Eckert miała czas zastanowić się nad fatum. Leciała do siostry w Buffalo, by spotkać się z rodziną z okazji urodzin swego nieżyjącego od ponad siedmiu lat męża Seana
Rooneya. Przy zejściu do lądowania samolot roztrzaskał się na przedmieściach. Zginęło 50 osób – 49 na pokładzie i jedna na ziemi.
Po 11 września 2001 roku pani Eckert, której mąż, pracownik firmy finansowej, zginął w WTC, stała się jedną z najbardziej znanych przedstawicielek rodzin ofiar. Z mężem znali się jeszcze ze szkoły – zostali parą w liceum.
– Gdy usłyszałam jego głos w słuchawce, serce podskoczyło mi do gardła. Myślałam, że udało mu się wyjść z budynku, ale powiedział mi, że jest na 105. piętrze. Pracował na 98. W tamtej chwili zdałam sobie sprawę, że już nie wróci do domu – wspominała przed trzema laty.
Nie było w niej goryczy czy zajadłości, wydawała się pogodzona z losem. – Myślę, że los był dla nas łaskawy, dając nam możliwość pożegnania. Tak wielu jej nie miało. Był bardzo spokojny, powiedział, żebym żyła dalej pełnią życia – mówiła.