– Jeśli Micheil Saakaszwili nas nie słyszy, możemy podejść bliżej! – wołał wczoraj lider opozycyjnej Partii Konserwatywnej Kacha Kukawa. Kilkutysięczny tłum demonstrantów spod siedziby parlamentu ruszył w kierunku rezydencji prezydenta w dzielnicy Awłabari po drugiej stronie rzeki Kury (Mtkwari). Kuchawa zapowiedział, że demonstranci zostaną tam na noc.

Żądania opozycji, która od kilku dni protestuje na ulicach Tbilisi i innych miast, są niezmienne: dymisja Saakaszwilego, któremu oponenci zarzucają łamanie zasad demokracji i błędy, które doprowadziły do sierpniowej wojny z Rosją o Osetię Południową. Władze jednak – jak powiedział przewodniczący parlamentu Dawid Bakradze – nie zamierzają iść na jakiekolwiek „koniunkturalne ustępstwa”. – Liczymy na otwarty i publiczny dialog – powiedział, cytowany przez rosyjską agencję RIA Nowosti.

Za rozmowami przy okrągłym stole opowiada się były ambasador Gruzji w ONZ Irakli Alasania. Niechętna negocjacjom z Saakaszwilim jest natomiast była przewodnicząca parlamentu Nino Burdżanadze.

– Rozwój wydarzeń będzie zależał od ilości błędów popełnionych przez strony konfliktu. Władze nie potrafią nawiązać realnego dialogu z opozycją, lecz jedynie go udają. Opozycja z kolei ma problemy z kreatywnością, brakuje jej jednomyślności, a przede wszystkim precyzyjnej strategii – mówi „Rz” szef Kaukaskiego Instytutu Bezpieczeństwa Regionalnego Aleksander Rusiecki. – Opozycja mówi o dymisji prezydenta, ale nie ujawnia, co zamierza robić po jego odejściu. To nie przekona ludzi, którzy wiedzą, czym jest kryzys, i pragną stabilizacji w kraju – dodaje Rusiecki.

Wczoraj gruzińskie Ministerstwo Obrony oświadczyło, że polityczne napięcie w Tbilisi daje Rosji pretekst do wzmocnienia wojskowej obecności w separatystycznych republikach Abchazji i Osetii Południowej. Sytuacja w Gruzji będzie tematem rozmów szefa MSZ Grigola Waszidzego z szefową amerykańskiej dyplomacji Hillary Clinton w Waszyngtonie.