Prezydent Iranu do ostatniej chwili walczył o reelekcję, bezpardonowo atakując politycznych rywali. W ostatnim wystąpieniu telewizyjnym przed dzisiejszym głosowaniem zarzucił im konspirowanie z Izraelem.
– Syjoniści pomagali wam sfałszować dokumenty, dzięki którym próbujecie mnie atakować – oskarżał. Także dzień wcześniej na wiecu w Teheranie nie przebierał w słowach. – Wasze bezpodstawne zarzuty i oskarżenia to powrót do metod Hitlera, które polegały na tak długim powtarzaniu kłamstw, aż wszyscy w nie uwierzą – mówił Ahmadineżad i straszył przeciwników więzieniem. Zdaniem ekspertów ta ostra retoryka mogła zniechęcić wielu wyborców do prezydenta.
Na odsunięcie od władzy Ahmadineżada ma nadzieję trzech polityków: były premier Mir Hosejn Musawi, były przewodniczący parlamentu Mehdi Karrubi i były dowódca Gwardii Rewolucyjnej Mohsen Razaie. Dwaj pierwsi są uznawani za umiarkowanych polityków i zwolenników reform. Trzeci to konserwatysta, ale nawet on ostro krytykuje Ahmadineżada m.in. za negowanie Holokaustu. Wszyscy natomiast zgodnie zarzucają prezydentowi, że kłamie na temat sytuacji ekonomicznej kraju, w którym w szybkim tempie rosną bezrobocie i inflacja. Uważają też, że swoim konfrontacyjnym językiem na arenie międzynarodowej skazał Iran na dyplomatyczną izolację.
– Z trzech kandydatów największe szanse na pokonanie Ahmadineżada ma Musawi. Ale prawdopodobnie pojedynek nie rozstrzygnie się w pierwszej turze – mówi „Rz” dr Ali Ansari, ekspert ds. Iranu z Uniwersytetu St. Andrews w Szkocji. Jeśli żaden z kandydatów nie otrzyma ponad połowy oddanych głosów, 19 czerwca zostanie zorganizowana druga tura wyborów, w której do zwycięstwa wystarczy zwykła większość głosów.
Kampania wyborcza początkowo zapowiadała się nieciekawie, bo rządzący krajem od 2005 roku Ahmadineżad był uznawany za zdecydowanego faworyta. Jednak na trzy tygodnie przed wyborami na ulicach zaczęły się pojawiać tłumy zwolenników głównego rywala prezydenta. Ubrani na zielono, głównie młodzi, demonstranci z każdym dniem stawali się coraz bardziej widoczni, a w środę byli już tak pewni zwycięstwa, że setki kobiet na ulicach Teheranu zdejmowały z głów chusty, za co w kraju, gdzie obowiązuje prawo koraniczne, można trafić do aresztu. Gwardia Rewolucyjna – paramilitarne siły, które stoją na straży rewolucji – uznała demonstracje za próbę dokonania bezkrwawego przewrotu. Policja jednak nie interweniowała.