Cała ósemka rajdowych pojazdów zbliża się konsekwentnie do Pekinu. W różnym tempie, różnymi ścieżkami. Głodni wrażeń kulturowych robimy dziennie tylko 300-400 kilometrów. Każda mijana miejscowość nęci. Jazda prowincjonalnymi ścieżkami też jest ciekawsza niż gnanie autostradą. Mijamy tarasowe zbocza, które straciły we współczesnych Chinach znaczenie rolnicze. Uprawy przeniesiono na nawadniane niziny. A tarasy, które jeszcze przed pokoleniem karmiły miejscowych, zalesia się topolami i tujami. Jak wszystko w Chinach zalesianie też podlega uniformizacji i dyscyplinie. Drzewa sadzi się równo, jak żołnierzy gotowych do defilady. Trochę szkoda.
Chiny swą najnowszą historię miały krwawą i bezwzględną dla dorobku materialnego przeszłych pokoleń. Niszczono wszystko i wszędzie. Wojny z najeźdźcami, wojny domowe, następujące potem klęski głodu... Komunistyczne mrzonki też bezmyślnie zachęcały do lekceważenia zabytków przeszłości. Zrównano z ziemią stare dzielnice miast, zbudowano blokowiska. Najnowsza dwudziestopierwszowieczna architektura również woli epatować betonowym i szklanym dostatkiem i blichtrem amerykańskich down town, gigantomanią skali, w nosie ma dorobek dziadków. Wiele wspaniałych zabytków zniknęło bezpowrotnie. Nastrój obumarł.
Pingyao miało wyjątkowe szczęście. Ocalały nie tylko obronne mury obszerniejsze niż w Ferrarze, przetrwała prawie cała zabudowa wewnętrzna. Zarówno świątynie i budynki publiczne, jak i domy dawnych kupców, kompleksy mieszkalne budowane wokół dziedzińców. Sekretarze partii nawet zdecydowali się na konserwację tutejszej Starówki. Remonty robiono niestarannie, wiele detali zniszczono, ale i tak możemy wreszcie poczuć odrobinę atmosfery starych, cesarskich Chin.
Pingyao było Hongkongiem czasów dynastii Ming i Qing. Od XIV wieku miasto skryte w górach, oddalone od wybrzeża morskiego pełniło rolę stolicy ekonomicznej. Tu krzyżowały się najważniejsze szlaki handlowe. Tu powstało centrum bankowe imperium. Dopiero otwarcie Chin na świat i wzrost znaczenia transportu morskiego przeniosły biznes do Szanghaju i Hongkongu. Pingyao zostało reliktem.
Dziś jest chętnie odwiedzanym centrum turystycznym. Ulice które kiedyś tętniły handlowym i rzemieślniczym gwarem, dzisiaj pełne są gości z całych Chin. W centrum jest kilka urokliwych hoteli. Są też hostele młodzieżowe, knajpki, bary, galerie sztuki. Wieczorem dzielnica żyje rozrywką taka samą jak krakowski Kazimierz. Na upartego można dogadać się po angielsku. Oferta muzealna też warta uwagi. Dokumentuje i przeszłość duchową i materialną miasta, regionu, kraju. Gdyby takich starówek było w Chinach więcej, pewnie narzekałbym na turystyczną beztroskę, łatwiznę, ale zostało ich tak niewiele, że sympatią patrzę na choć taka formę eksponowania historii dawnych, lepszych czasów.