W rozmowie, która ukaże się w jutrzejszej "Rzeczpospolitej", szef Sojuszu powiedział:
O zagrożeniu ze strony Rosji
Rosja staje się coraz bardziej asertywna, inwestuje ogromne fundusze w uzbrojenie, prowadzi na coraz większą skalę ćwiczenia wojskowe, modernizuje armię. Jednocześnie Moskwa pokazała, że jest gotowa użyć sił zbrojnych, aby po raz pierwszy od końca zimnej wojny zmienić granice w Europie. Ale właśnie dlatego NATO dostosowuje się do tego zagrożenia. Wzmacniamy nasze siły zbrojne na skalę niespotykaną od ćwierć wieku, w szczególności na wschodniej flance sojuszu, w tym w Polsce. Zwiększamy także siły szybkiego reagowania: to już 40 tys. żołnierzy, trzykrotnie więcej niż do tej pory.
O ewentualnej obronie Polski i państw bałtyckich
Po pierwsze, nie obserwujemy żadnego bezpośredniego zagrożenia dla któregoś z krajów NATO, wliczając w to Polskę i kraje bałtyckie. Po wtóre, nasza obrona nie opiera się tylko na wysuniętych oddziałach. To zaledwie jeden element. Jeśli zajdzie taka potrzeba, te wysunięte oddziały mogą zostać w każdej chwili wzmocnione. Gdy pojawią się jakieś niepokojące sygnały, napięcie zacznie narastać, rozlokujemy prewencyjnie dodatkowe siły. Wielonarodowe oddziały zostały już teraz rozmieszczone na flance wschodniej, bo chcemy wysłać bardzo jasny sygnał, że atak na któregokolwiek sojusznika – Polskę, państwa bałtyckie – nie będzie atakiem jedynie na ten jeden kraj sojuszniczy, ale uruchomi odpowiedź całego NATO.