Epidemia w Niemczech: Nikt nie umarł w wielkiej rzeźni

Łatwo i szybko zapomniano o masowym zakażeniu koronawirusem. Wątpliwe, by wpłynęło na wyniki wyborów w najludniejszym landzie.

Aktualizacja: 09.09.2020 09:45 Publikacja: 08.09.2020 18:31

Po towar do rzeźni Tönniesa znowu przyjeżdża mnóstwo ciężarówek. Szlachtuje się tu teraz 16 tys. świ

Po towar do rzeźni Tönniesa znowu przyjeżdża mnóstwo ciężarówek. Szlachtuje się tu teraz 16 tys. świń dziennie

Foto: Rzeczpospolita/ Jerzy Haszczyński

Z powodu wybuchu epidemii w zakładach króla kiełbas i kotletów Clemensa Tönniesa ponad 600 tys. ludzi w dwóch powiatach doświadczyło w czerwcu drugiego niemieckiego lockdownu. Firma, do której należy największa rzeźnia w UE, przeżyła katastrofę wizerunkową, jej właściciel stał się wrogiem publicznym numer 1. 

Wiele wskazuje jednak na to, że dzięki koronawirusowi polepszy się los pracujących w jego zakładach gastarbeiterów, w tym Polaków.

Rzeczpospolita

Pół życia przy taśmie

Całe Niemcy dowiedziały się, jak pracownicy ze wschodu są wykorzystywani przez pośredników i w jak nieprzystających do XXI wieku warunkach często mieszkają.

– Nawet po sześciu w jednym pomieszczeniu, jedna kuchnia na pięć–sześć pokoi. Tam, gdzie mieszkał mój mąż, powstawiano łóżka piętrowe, jak w koszarach czy więzieniu. Nic nie remontowano, tłumacząc, że Polacy i tak nie dbają, bo to pijacy, nie ma co w nich inwestować – opowiadała mi w sierpniu Polka, która już od kilku lat nie pracuje u Tönniesa, ale nadal mieszka w Rheda-Wiedenbrück, gdzie się znajduje wielka rzeźnia.

Inna, też już była pracowniczka, tak opisywała mi swoją pracę: – Byłam na drugiej zmianie, zaczynaliśmy o 14, wracałam do domu nawet po czwartej w nocy. Przez półtora roku nie dostałam żadnego dodatku za pracę w nocy, za święta, nigdy za cokolwiek, słychać było, że biuro dostawało, pracownicy stojący przy taśmie – nie.

Normalne umowy

Tönnies stał się symbolem tego, jak się wykorzystuje ludzi – obcokrajowców, by Niemcy mieli w supermarketach tanie mięso i wędliny. Gdy nazwisko właściciela pojawiło się na okładce najważniejszego tygodnika „Der Spiegel” z dopiskiem „miejsce zbrodni”, sieci handlowe prześcigały się w zapewnieniach, że już nie współpracują z jego koncernem. Jedne – jak podawały niemieckie media – wspominały o wycofaniu wszystkich produktów Tönniesa, inne, że tylko tych z największej rzeźni w Rheda-Wiedenbrück, gdzie wybuchła epidemia.

Teraz już nic z tego buntu handlowców nie pozostało. Rzecznik Tönniesa, Andreas Vielstädte, podkreśla wręcz, że żaden klient nie zrezygnował z produktów tej firmy. Była po prostu przerwa w dostawach do sklepów, gdy zakład z powodu epidemii nie pracował.

Jak informował „Rzeczpospolitą” Vielstädte, w sierpniu rzeźnia szlachtowała 16 tys. świń dziennie. W ostatnich miesiącach przed pandemią 20 do 25 tys., a zgodnie z pozwoleniem mogłoby trafiać pod nóż 30 tys. (precyzyjniej: zwierzęta najpierw oszałamiane są dwutlenkiem węgla).

Najważniejsze zmiany wymusiła opinia publiczna i politycy, którzy zaczęli pracować nad nowymi zasadami pracy w przemyśle mięsnym. W zakładach zatrudniających powyżej 49 pracowników wszyscy będą musieli mieć normalne umowy, a nie odpowiednik śmieciowych zawieranych na dodatek z pośrednikami.

Koncern Tönniesa nie czeka, aż ustawa zostanie przegłosowana. Zapewnia, że do 1 stycznia 2021 roku sam podpisze umowy z gastarbeiterami, uzyskają zarobki jak Niemcy, będą mieli urlopy i nie będą się musieli obawiać wziąć zwolnienie, gdy przytrafi się choroba.

Rheda-Wiedenbrück, 50-tys. miasto, z którego pochodzi i w którym ma największy

Rheda-Wiedenbrück, 50-tys. miasto, z którego pochodzi i w którym ma największy zakład król kiełbas i kotletów Clemens Tönnies

jerzy haszczyński

Stygmatyzowani

13 września w Nadrenii Północnej-Westfalii, najludniejszym niemieckim landzie (17,3 mln mieszkańców), odbędą się wybory komunalne – starostów, rad miejskich i gminnych, burmistrzów. Na przełomie czerwca i lipca wściekłość na polityków z powodu zamieszania wywołanego koronawirusem w rzeźni i nowymi restrykcjami była tak duża, że trudno było sobie wyobrazić, że nie wpłynie ona na głosowanie. Wtedy bardzo ucierpiał także wizerunek premiera landu Armina Lascheta, marzącego o karierze na najwyższym stanowisku w całym kraju polityka chadeckiej CDU, ale on ma to szczęście, że wybory do landtagu mają się odbyć dopiero w maju 2022 r.

Lockdown prawie trzy miesiące temu objął dwa powiaty: Gütersloh i Warendorf, rzeźnia, w której doszło do masowych zakażeń, leży w tym pierwszym, niedaleko granicy drugiego. Oba są konserwatywne, dominuje w nich CDU. To na rządzących polityków zazwyczaj złorzeczyli zamknięci w domach mieszkańcy. I ci, którzy przeżywali upokorzenia, gdy próbowali wyjechać na urlop w inne regiony kraju. – Samochody z rejestracją powiatu Gütersloh (GT) były zatrzymywane, a pasażerom grożono lub ich obrażano – opowiadał mi szef lokalnego dziennika „Die Glocke” Frank Möllers. A od innego dziennikarza słyszałem, że mieszkańcy czuli się stygmatyzowani.

Czy przeciwnicy polityczni CDU wykorzystują tę wściekłość, którą wywołał tu dodatkowy lockdown? – Nie, na plakatach się do tego nie odnosimy, chcemy pozytywnej kampanii, a nie agresywnej. To raczej pasuje do partii radykalnych, z lewej czy z prawej strony. Nie chcemy też używać haseł typu „Koniec z Tönniesem” – mówił w sierpniu „Rzeczpospolitej” Thorsten Klute, szef socjaldemokratycznej SPD w powiecie Gütersloh, głównego rywala CDU.

Tönnies jest kojarzony z CDU, część mediów w regionie drukowała listę darowizn króla kotletów na rzecz tej partii, przez kilkanaście lat około 150 tys. euro.

Frank Möllers z dziennika „Die Glocke” uważa, że pandemia i lockdown spowodowały, że okazję do zaprezentowania się w kampanii mieli tylko ci, co rządzą. Czyli CDU.

Z tej partii jest też Theo Mettenborg, od 2009 r. burmistrz Rheda-Wiedenbrück, który w niedzielę walczy o reelekcję z dwoma rywalkami – z SPD i Zielonych. Miałem z nim całkiem długie spotkanie, ale nie pozwolił mi nagrywać rozmowy ani cytować, bo ma złe doświadczenia z mediami. Mogę przedstawić ogólne wrażenia: burmistrz Mettenborg jest pewny zwycięstwa, unika krytykowania wpływowych i możnych. Pochodzi z pogranicza Rhedy i Wiedenbrück, miast, które połączyły się w jedno w 1970, rok przed jego urodzeniem. Jego rodzice mieli gospodarstwo rolne, ale tam szlachtowano na użytek własny ledwie jedną świnię na rok, to było wielkie wydarzenie.

Tanio albo bezpiecznie

– Najbardziej się boję, że ludzie zapomną o kryzysie. Bo skoro nie ma już masowych zakażeń, to może nic nie trzeba zmieniać – mówi Thorsten Klute z SPD, mając na myśli stosunek do obcokrajowców, w szczególności gastarbeiterów z zakładów mięsnych. Oraz sprzeczność, którą w najtrudniejszym momencie, zauważyły miliony Niemców: nie można mieć wędlin tanich i zarazem zdrowych, wyprodukowanych w bezpiecznych warunkach i przez normalnie traktowanych pracowników.

Zapomnienie to już raczej fakt, sprzyjają mu dane o epidemii. Wirusa wykryto u 1400 pracowników (czyli co piątego). Ale nikt nie umarł, niewielu ciężko przechodziło chorobę. W połowie sierpnia w całym powiecie Gütersloh było poniżej stu zakażonych.

Co wiadomo o zakażonych pracownikach z Polski, których u Tönniesa jest około 2 tys. (oprócz tego 3 tys. Rumunów i 500 Bułgarów)? Dane są szczątkowe.

– Wśród zakażonych było co najmniej kilkudziesięciu Polaków. Wiem o pięciu, którzy trafili do miejscowego szpitala, miałem okazję z nimi rozmawiać. Według wstępnych informacji dodatkowa osoba miała trafić na oddział intensywnej terapii, ale szybko zweryfikowano, że nie ma to bezpośredniego związku z koronawirusem, a było jedynie przykrym wynikiem nieodpowiedzialnego zachowania tego Polaka podczas obowiązkowej kwarantanny – mówi „Rzeczpospolitej” Jakub Wawrzyniak, konsul generalny z Kolonii, który kilkakrotnie przyjeżdżał w czasie lockdownu do Rheda-Wiedenbrück.

Tekst powstał dzięki stypendium dziennikarskiemu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej

Z powodu wybuchu epidemii w zakładach króla kiełbas i kotletów Clemensa Tönniesa ponad 600 tys. ludzi w dwóch powiatach doświadczyło w czerwcu drugiego niemieckiego lockdownu. Firma, do której należy największa rzeźnia w UE, przeżyła katastrofę wizerunkową, jej właściciel stał się wrogiem publicznym numer 1. 

Wiele wskazuje jednak na to, że dzięki koronawirusowi polepszy się los pracujących w jego zakładach gastarbeiterów, w tym Polaków.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Społeczeństwo
W Rosji kłótnie o teorię Darwina. "Niemoralna i kolonizatorska"
Społeczeństwo
Greta Thunberg zatrzymana przez policję. Aktywiści: Nasi politycy nas zawiedli
Społeczeństwo
Próbował skremować psa, wzniecił ogromny pożar. Usłyszał zarzuty
Społeczeństwo
Elon Musk nominowany do nagrody UE dla obrońców praw człowieka