A pana dobre kontakty w USA – jak je pan wykorzystuje?
Moim bliskim przyjacielem jest John Carter Cash, syn legendarnego muzyka Johnny'ego Casha. Nie każdy wie, że Johnny Cash był w Izraelu chyba z 15 razy; był wielkim przyjacielem Żydów i Państwa Izrael. Jego syn dziś bardzo wspiera nasze działania. W przyszłym roku w porozumieniu z rodziną Cashów zamierzamy ustanowić Nagrodę im. Johnny'ego Casha, by wesprzeć sprawę Sprawiedliwych.
Dlaczego akurat imienia Johnny'ego Casha?
Po prostu chcemy, by ich historia mogła wybrzmieć jeszcze głośniej. To powinno pomóc zainteresować nią szczególnie młodych ludzi. Bo to jest główne pytanie, jakie ciągle sobie zadajemy: jak zainteresować tą sprawą wszystkich, nawet nastolatków w stanie Tennessee? Stąd chęć pomocy ze strony rodziny Cashów jest dla nas czymś niezwykle pomocnym i chcemy ją jak najlepiej wykorzystać – w słusznej sprawie. To zaciekawi ludzi, będzie czymś innym, oryginalnym. Trochę jak ta sesja zdjęciowa, od której zaczęliśmy rozmowę...
Dlaczego to akurat pan poczuł misję, by zmienić to, że mało kto przejmuje się Sprawiedliwymi?
Uświadomiłem sobie, że należę do ostatniego pokolenia, które wychowywało się, słuchając opowieści ludzi ocalałych z Holokaustu. Moje dzieci nie będą miały już okazji spotkać żadnych ocalałych, żadnych Sprawiedliwych. Czuję moralny obowiązek, by walczyć o pamięć. Poza tym znam się na tym, mam kontakty. Skoro więc mam możliwość, by robić coś ważnego, istotnego, to zbrodnią byłoby tego nie robić.
Poprawa obrazu Polski to spore wyzwanie, ale pewnie dobrze będzie to wyglądało w pana CV. Ekspert od budowania wizerunku państw – brzmi nieźle. Da się na tym dobrze zarobić?
Zanim pierwszy raz przyjechałem do Polski, prowadziłem bardzo dobrze prosperującą firmę PR, pracując choćby dla członków Knesetu czy międzynarodowych biznesmenów. Gdyby mi zależało, by być tam, gdzie czekają wielkie pieniądze, to wybrałbym Amerykę, a nie Polskę. A jeśli chciałbym zarabiać akurat w Polsce, to finansowo lepiej bym wyszedł, idąc w ślady innych Żydów. Przecież wszystkie organizacje żydowskie w Polsce ciągle krzyczą o tym antysemityzmie, bo na walkę z polskim antysemityzmem bez problemu dostają wielkie pieniądze z USA. Za to gdy ja pokazuję żydowskim społecznościom w USA, jak prężnie działamy w Polsce, to wszyscy są przekonani, że wcale nie potrzebujemy ich wsparcia, bo na pewno pomaga nam polski rząd, a także miejscowy biznes.
A rzeczywiście pomaga?
Od władz polskich nie dostaliśmy nawet złotówki: ani od obecnego, ani tym bardziej od poprzedniego rządu. Poprzedni był dla nas prawdziwym koszmarem. Gdy dwa i pół roku temu udało mi się sprowadzić do Oświęcimia cały Kneset, chciałem pokazać izraelskim politykom, że Polska to nie tylko kraj nazistowskich obozów śmierci. Próbowałem doprosić się u kogokolwiek z ówczesnego rządu o pomoc. Nawet nie o pieniądze na przyjazd członków Knesetu, bo zdobyłem je jak zwykle sam, ale miałem kilka wolnych godzin i chciałem zorganizować im coś, by lepiej poznali Polskę.
Na przykład co?
Rzuciłem pomysł, żeby może zrobić coś w Teatrze Narodowym w Krakowie. Zwłaszcza że z rządzącego wtedy obozu politycznego słyszałem często głosy oburzenia na wycieczki żydowskie, które zamiast poznawać Polskę, zwiedzają jedynie obozy śmierci. Ale nikt z rządu nie kiwnął nawet palcem! Dlatego tak bardzo oburzam się, gdy dziś czytam w anglojęzycznej prasie, że obecny polski rząd jest antysemicki. W rzeczywistości jest on dużo bardziej otwarty na nasze pomysły! A gdziekolwiek pojadę, muszę się mierzyć z pytaniami, czy trudno mi się pracuje z tym faszystowskim rządem, dyktaturą niemalże...
Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz podczas niedawnych obchodów rocznicy wybuchu powstania w getcie zarzuciła obecnemu rządowi, że przyzwala na antysemityzm w Polsce.
O tym, jak wygląda nasza współpraca z warszawskim ratuszem, nie będę może wspominał, bo jednak chcielibyśmy otworzyć to muzeum w willi Żabińskich... Ale pani prezydent miała rację o tyle, że obecny rząd nie reaguje wystarczająco zdecydowanie na antysemickie występki. W ogóle pod względem komunikacji rząd leży na całej linii. Zobaczmy, że choć w Polsce są rozmaite opinie o nowej władzy, to cały świat powtarza zdanie tylko jednej strony. I po części winę za to ponosi sam rząd. Znam wielu zagranicznych dziennikarzy w Warszawie. Ostatnio jeden z nich zadumał się przy mnie, że nie może we wszystkich artykułach stawiać PiS jedynie w negatywnym świetle. Spytałem więc, dlaczego to robi, a on na to, że nikt z rządzących nie chce odpowiadać na jego pytania ani komentować doniesień opozycji...
Może rządzący powinni uczynić jakieś symboliczne kroki?
Czynią, ostatnio właśnie podczas obchodów powstania w getcie. Pod pomnikiem Bohaterów Getta po raz pierwszy w historii obecni byli i premier, i prezydent. Do tego pierwszy raz prezydent Polski odwiedził cmentarz żydowski; żaden wcześniej tego nigdy nie uczynił. Tylko nie mam pojęcia, dlaczego oni tego wszystkiego nie próbują tak zakomunikować, by przebiło się to w zachodnich mediach. A że w Polsce jest też problem antysemityzmu... Tak, jest, bo zdarza się on wszędzie, w każdym kraju na świecie. Spójrzmy choćby na te plakaty, którymi skrajna prawica wymachuje na wiecach Donalda Trumpa...
...którego pan jest podobno doradcą! Robi sobie pan z nim zdjęcia na Instagram, grywa w golfa, a gazety piszą, że jest pan „Żydem, który jest najbliżej Donalda Trumpa".
Co czyni mnie zarazem najbliższym Trumpowi Polakiem (śmiech). Poznałem go siedem lat temu, gdy pracowałem jeszcze dla wiceprzewodniczącego Knesetu. Spędziłem w jego towarzystwie masę czasu, czy to w biurach Nowego Jorku czy właśnie na polach golfowych. Nie zamierzam oczywiście bronić Ku-Klux-Klanu, który popiera Trumpa, ale w porównaniu z zagrożeniem, jakie płynie z drugiej strony, przyznam, że skrajna prawica to tylko niegroźni idioci. Społeczność żydowska dużo bardziej obawia się lewackich profesorów z wpływowych uniwersytetów, którzy stoją za Berniem Sandersem i Hillary Clinton. Oni próbują delegitymizować Państwo Izrael, nazywając Żydów agresorami i mordercami. Nawet zwykli zwolennicy Berniego Sandersa, ta cała masa lewicowych studentów – są dla mnie dużo bardziej przerażający niż kilku wariatów w prześcieradłach. Przecież oni nie będą mieli żadnego wpływu na działania prezydenta Trumpa, a co innego cała ta skrajnie lewicowa degrengolada, gdy wygra Clinton – oni będą stanowić jej najbliższe zaplecze intelektualne.
W izraelskich mediach zaczęły się już spekulacje, czy w Białym Domu będzie czekać na pana jakaś wygodna posada...
(śmiech) Bardzo dobrze jest mi tu, gdzie jestem. Przed nami jeszcze dużo pracy w Polsce.
Ale potwierdza pan, że współpracuje z Trumpem?
Tak, w pewnym sensie współpracujemy. Podczas kampanii wyborczej do Knesetu nagrałem nawet filmik, na którym Trump mówi, że popiera Beniamina Netanjahu. Wtedy jeszcze był biznesmenem-celebrytą, ale zdradził mi już, że zamierza kandydować na prezydenta USA. Powiedział mi to już trzy lata temu. Pamiętam, że uśmiechnąłem się i powiedziałem: „Good luck!". Nie będę kłamał, że mu od razu uwierzyłem. Dziś nie mam jednak wątpliwości, że Donald Trump będzie kolejnym prezydentem Stanów Zjednoczonych i zarazem naprawdę fantastycznym partnerem dla Polski. Dlatego polscy politycy, zamiast zgrzytać zębami, powinni trzymać kciuki za jego zwycięstwo.
Czyli zauważył pan, że zgrzytają zębami... Polskie elity bardzo się go obawiają, bo wydaje się kompletnie nieprzewidywalny.
Wielu ważnych polityków nawet wprost mi zdradziło swoje poważne obawy. Tłumaczyłem im, że nie powinni sobie wyrabiać o nim zdania na podstawie tego, co mówią mainstreamowe media, bo w rzeczywistości jest on zupełnie inny, niż przedstawia go liberalna prasa. To bardzo rozważny, zdroworozsądkowy człowiek. A co najważniejsze, rozumie świat. Wie, kim się otaczać, dobiera sobie świetnych doradców i słucha ich rad. On będzie realizował interes USA, więc na pewno nie zawsze będzie mu po drodze z polską racją stanu, ale to chyba dla każdego oczywiste. Za to z rozmów, jakie z nim prowadziłem, wynika, że on doskonale rozumie sytuację Polski i to, jak ważne dla USA powinno być partnerstwo z Warszawą.
Ale to Hillary Clinton bardzo dobrze się zna na sprawach międzynarodowych, była pierwszą damą i sekretarzem stanu u Baracka Obamy.
I widzimy, jak USA za jej rządów oddaliły się od Europy. Trump za to wie, że musi wspierać Stary Kontynent, bo silna Europa jest Stanom bardzo na rękę. Dlatego priorytetem dla niego jest wsparcie militarne dla takich krajów jak Polska. On rozumie, że tarcza antyrakietowa w Europie Wschodniej jest absolutnie konieczna, a to przecież Clinton wycofała się z jej budowy. Dlatego nie mam najmniejszych wątpliwości, że z punktu widzenia Polski Trump a Clinton to niebo a ziemia.
—rozmawiał Michał Płociński
Jonny Daniels jest założycielem i prezesem fundacji From The Depths. Urodził się i wychował w Wielkiej Brytanii, ale mając 18 lat, wyprowadził się do Izraela, gdzie odbył służbę wojskową, założył rodzinę i zaczął pracę w Knesecie. W 2015 roku został uznany przez wydawany w USA żydowski magazyn „The Algemeiner" za jednego ze 100 najbardziej wpływowych Żydów na świecie
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95